sobota, 22 marca 2014

Rozdział 20

 Cześć wszystkim. Wiem, że długo mnie nie było. Nie mam nic na swoją obronę, nawet nie wiem, czy ktoś jeszcze o mnie pamięta. W sumie to nie miałam czasu pisać, ale weny też nie miałam. Nie wiem jak wyszło to co jest, może oceni ten kto zaglądnie. Czekam na opinie odwiedzających :)



                                                      ( 7.30, wtorek )
Kiedy Hermiona obudziła się, jej współlokatorki już krzątały się po pokoju. Szatynka przetarła zaspane oczy i spojrzała na łóżko Katriny. Było puste. Parvati widząc jej spojrzenie uśmiechnęła się nieco.
- Szybko wstała. Godzinę temu już jej nie było - wyjaśniła i wróciła do czesania długich włosów.
 Łóżko wyglądało tak, jakby nikt nie spał na nim tej nocy. Idealnie rozłożony koc nie miał żadnych zmarszczek. Na poduszkach spała Avada nie zwracając uwagi na osoby biegające po pokoju. Hermiona wstała ze swojego łóżka i zabrała rzeczy z szafki i poszła do łazienki. Kiedy wychodziła usłyszała jadowity głos Lavender.
- Jej tutaj wcale nie było w nocy - mówiła - Obudziłam się a jej łóżko było puste. To zabawne, że nikt o tym nie wiedział. Mam nadzieję, że już niedługo ją stąd wywalą.
- Daj spokój, Lavender - przychamowała ją Parvati - Przesadzasz jak zwykle. Może po prostu ci się to przyśniło. Po co Katrina miałaby się włóczyć nocą po zamku ?
- Nie wiem. Ale na pewno coś jest nie tak - fuknęła Lavender - Dlaczego mi nie wierzysz ?
- Bo wiem, że od samego początku jej nie lubiłaś. Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz się jej po prostu pozbyć wymyślając jakieś bzdurne historyjki ? - zapytała czarnowłosa i wyszła z pokoju zabierając torbę z książkami.
 Hermiona wyszła z łazienki, zabrała swoje rzeczy i szybko wybiegła z dormitorium. W pokoju wspólnym czekali już Harry i Ron.
- Gdzie Katrina ? - zapytał natychmiast Potter nie widząc dziewczyny.
- Nie wiem. Nie ma jej w pokoju - wyjaśniła Hermiona i dodała ciszej, żeby nikt nie usłyszał - Laveder twierdzi, że nie było jej w nocy. Nie wiem czy to prawda, ale teraz jej nie ma i nie mam pojęcia gdzie może być.
                                                                ***
  Kiedy Katrina otworzyła oczy zobaczyła nad sobą jasny sufit. Wszędzie było cicho. Podniosła się na łokciach i rozejrzała dookoła.
- Nie do wiary - mruknęła rozpoznając Skrzydło Szpitalne.
- Już się obudziłaś ? - odezwał się energiczny kobiecy głos.
 Odwróciła się i ujrzała za sobą kobietę w średnim wieku. Miała na sobie biały fartuch. Poppy.
- Tak - przyznała - Jak długo tu jestem?
- Byłam pewna, że pośpisz dłużej - pielęgniarka spojrzała na zegarek - Jesteś tu tylko kilka godzin. Kolacja zacznie się za kilka minut. Ty naturalnie zostaniesz tutaj.
- Dlaczego ? - zapytała Katrina.
- To zalecenie samego dyrektora - oznajmiła.
- Rozumiem - powiedziała brunetka uspokajająco i rozejrzała się .
 Swoje ubranie znalazła czyste i idealnie poskładane na krześle tuż obok łóżka.
- Czy ktoś wie, że tutaj jestem ? - chciała wiedzieć Trina.
- Nie wydaje mi się. Z tego co wiem, przyjaźnisz się z Potterem, a on nigdy nie zostawia swoich przyjaciół. Nie było go tu dzisiaj. Jeszcze - dodała.
- Okej - wymruczała uczennica - Czy mogłabym dostać szklankę wody ?
- Oczywiście - zgodziła się Poppy i wyszła z sali.
 Katrina natychmiast wyskoczyła z łóżka czego zaraz pożałowała. Zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się lekko, ale nie straciła równowagi. Ubrała się w ekspresowym tempie i wyszła zanim wróciła pielęgniarka. Na korytarzach nie było wiele osób. Jedna czy dwie. Wszyscy byli już na kolacji. Dziewczynie żołądek skręcał się z głodu więc skierowała się do Wielkiej Sali. Kiedy dotarła pod masywne wrota spojrzała na zegarek. Posiłek trwał dopiero 5 minut. Otworzyła drzwi i wszystkie głowy natychmiast skierowały się w jej stronę. Nie zwracając na to uwagi jak gdyby nigdy nic podeszła do stołu Gryfonów i zajęła swoje miejsce obok Harry'ego.
- Gdzie byłaś ? - zapytał natychmiast.
 W jego głosie usłyszała zdenerwowanie i troskę.
- Spałam - odpowiedziała po prostu Katrina i zabrała się za kolację.
 Wcale nie kłamała. Spała, tylko że w szpitalu. Poczuła na sobie czyjś wzrok i spojrzała na stół nauczycielski. Albus i Minerva patrzyli na nią zdumieni. W końcu miało jej tam nie być. Severus wyraźnie ją ignorował dając jednoznacznie do zrozumienia, że to co było w nocy już się nie zdarzy. Dziewczynie to odpowiadało. Uwielbiała go denerwować. Uśmiechnęła się anielsko do dyrektora i nauczycielki i wróciła do posiłku. Hermiona parzyła na przyjaciółkę zaciekawiona, Ron wyglądał jakby chciał jej coś powiedzieć, ale nie wiedział jak zacząć. Ginny w ogólnie nie było przy stole. Ledwie skończyła jeść tuż za nią pojawiła się nauczycielka transmutacji.
- Katrino ... - zaczęła z wahaniem patrząc na jej przyjaciół.
- Och, przepraszam, że się spóźniłam, pani profesor. Po prostu zasnęłam. Byłam okropnie zmęczona, ale już jest lepiej. Czuję się dobrze i nie ma powodu do zmartwień - uspokajała ją dziewczyna nie zdradzając gdzie była, żeby nie narobić sobie i kobiecie kłopotów.
- Mam taką nadzieję - przyznała Minerva i odeszła życząc im dobrej nocy.
 Jej wypowiedź wzbudziła jeszcze większą ciekawość, ale przynajmniej nic nie wiedzieli. Katrina wstała od stołu.
- Nie wiem jak wy, ale ja wracam do pokoju - oznajmiła i spojrzała na Hermionę - Zadano coś dzisiaj ?
- Esej z eliksirów na dwie rolki pergaminu o właściwościach łuski smoka i zaklęcie Confringo. Nie wiem dlaczego profesor Flitwick uczy nas tego zaklęcia - przyznała.
- W porządku. Dziękuję - brunetka wróciła do dormitorium.
 Napisała wypracowanie dla Snape'a i położyła sie do łóżka. Nie chciała przyznać tego sama przed sobą, ale nie czuła się najlepiej. Miała nadzieję, że jeszcze kilka godzin snu poprawi jej samopoczucie. Avada położyła się obok niej i zaczęła cicho mruczeć. Ten dźwięk skutecznie uśpił nastolatkę.

                                                    ( Dwie godziny wcześniej, na kolacji )
- Gdzie jest Katrina ? - denerwował się Harry co chwila spoglądając na drzwi.
- Spokojnie, Harry - uspokajał go Ron - Przecież wiesz, że nie trzeba się o nią martwić - troska w jego głosie przeczyła słowom. Pomimo wszystko on też zastanawiał się gdzie podziewa się nastolatka. Nadal nie miał okazji jej przeprosić.
- Może powinniśmy zapytać profesor McGonnagal - zaproponowała Hermiona. Martwiła się. Od rana nie widzieli Katriny, ani nie słyszeli o żadnym jej wybryku, co ich przerażało.
- A co to nam pomoże ? - zapytał Ron.
- Nauczyciele na pewno coś wiedzą - zauważyła szatynka.
- Może masz rację ... - powiedział Harry i zaczął się podnosić.
 W tym samym momencie drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i stanęła w nich Katrina. Wszystkie głowy skierowały się w stronę nowo przybyłej. Ta, nic sobie z tego nie robiąc podeszła do stołu gryfonów.
- Cześć -  usiadła na swoim miejscu nakładając sobie na talerz jedzenie.
- Gdzie byłaś ? - zapytał natychmiast Harry. Jego głos drżał ze zdenerwowania.
- Spałam - odpowiedziała mu spokojnie nie przestając jeść.
 Harry spojrzał pytająco na Hermionę. Przyjaciółka pokręciła przecząco głową, a Katrina zdawała się tego nie zauważać. Katriny nie było w dormitorium. Kłamała. Ale dlaczego ? zastanawiał się brunet.
- Katrino ... - profesor McGonnagal stanęła tuż za dziewczyną. W jej głosie było wahanie, jakby chciała o coś zapytać. Bezradnie spojrzała na Harry'ego, Ron'a i Hermionę.
- Och, przepraszam, że się spóźniłam, pani profesor. Po prostu zasnęłam. Byłam okropnie zmęczona, ale już jest lepiej. Czuję się dobrze i nie ma powodu do zmartwień - uspokajała ją dziewczyna.
 Harry zauważył, że nie powiedziała gdzie dokładnie spała. Zastanowiło go także dlaczego zapewniała nauczycielkę, że nie ma powodu do zmartwień. Czy była chora ? Chłopak poczuł ból głowy. Te wszystkie pytania go przytłaczały.
- Mam taką nadzieję - westchnęła nauczycielka transmutacji i żegnając ich cicho oddaliła się. Wróciła do stołu nauczycielskiego i zaczęła cichą rozmowę z dyrektorem. Co chwila oboje spoglądali na nową uczennicę.
 Katrina skończyła kolację i wstała od stołu.
- Nie wiem jak wy, ale ja wracam do pokoju - powiedziała głośno i spojrzała na Hermionę - Zadano coś dzisiaj ?
- Esej z eliksirów na dwie rolki pergaminu o właściwościach łuski smoka i zaklęcie Confringo. Nie wiem dlaczego profesor Flitwick uczy nas tego zaklęcia - Hermiona pamiętała dosłownie wszystko.
- W porządku. Dziękuję - pożegnała przyjaciół i wyszła z sali.
- Co to miało być ? - zapytał Harry.
- Nie mam pojęcia - przyznała Hermiona rozumiejąc o co chodzi przyjacielowi. Ona też zwróciła uwagę na wykrętne odpowiedzi brunetki.
- O co chodzi ? - Ron jak zwykle nie miał pojęcia co się dzieje.
- O nic - zbagatelizowała sprawę Hermiona - Coś jest nie tak - dodała zwracając się do Harry'ego i wróciła do kolacji.
 Po 20 minutach przyjaciele wyszli z sali i wrócili do Pokoju Wspólnego. Usiedli na kanapie przed kominkiem i odrobili prace domowe. Hermiona skończyła jako pierwsza. Pożegnała przyjaciół i poszła do dormitorium. Harry i Ron posiedzieli jeszcze pół godziny i sami poszli do łóżek. Harry leżąc z zamkniętymi oczami zastanawiał się, co takiego Katrina ukrywa.
                                                                            ***
 Nadeszła sobota. Koniec pierwszego tygodnia w szkole i pierwszy szlaban u Snape'a. Katrina obudziła się w niezbyt dobrym nastroju. Ledwie świtało. Nie mogła spać. Wzięła prysznic i zaczęła szukać ciuchów. Wybrała czarne rurki, czerwoną bluzkę, czarną, skórzana kurtkę i czarne adidasy. Była 5.26. Nikt nie zobaczy, że nie ma na sobie szaty. Wymknęła się z dormitorium uprzednio zostawiając Avadzie kilka smakołyków. Na korytarzach nie było nikogo. Cały zamek był nadal uśpiony. Prawie. Wychodząc zza rogu wpadła na kogoś, albo raczej na coś. Mały, domowy skrzat przewrócony siłą zderzenia leżał na podłodze. Zamiast zostawić go, jakby zrobił ktoś inny podeszła bliżej.
- Przepraszam - Katrina podała mu dłoń.
 Skrzat patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami i niepewnie przyjął pomoc. Miał długi, cienki nos i ogromne oczy zajmujące niemal całą twarz. Duże odstające uszy jakby dodawały mu wzrostu.
- Zgredek przeprasza - wymamrotał składając głęboki ukłon. Jego nos niemal zetknął się z podłogą - Gdyby Zgredek wiedział, że ktoś nie śpi byłby ostrożniejszy. Zgredek prosi o wybaczenie ...
- Spokojnie - starała się mu przerwać dziewczyna - Ja też nie uważałam. Uznajmy, że jesteśmy winni po równo. Co ty na to ? - zapytała z delikatnym uśmiechem.
 Skrzat Zgredek jakby nie wierzył własnym uszom.
- Pani nie jest zła ? - pisnął zaskoczony.
- Nie. To mogło się zdarzyć każdemu - przyznała - Czy tak ?
 Stworzonko gorliwie pokiwało głową a jego uszy zafalowały gwałtownie.
- To mamy jasność. Jestem Katrina - przedstawiła się.
- Zgredek, jaśnie panienko.
- Żadna panienka. Po prostu Katrina - zawsze wiedziała, że skrzaty mają wiele szacunku do czarodzieji.
- Dobrze, panienko - zgodził się skrzat.
 Brunetka zaśmiała się rozbawiona.
- Jeśli można ... co panienka robi tu o takiej porze ? - zapytał nieśmiało.
- Idę na spacer. Nudzę się - wyjaśniła - Właśnie szłam do Sali Wejściowej.
- Zgredek będzie zaszczycony mogąc odprowadzić panienkę.
- Proszę bardzo. Dawno nie spotkałam żadnego skrzata - uśmiechnęła się Katrina - Jak cię tu traktują ?
 Dziewczyna miała nadzieję, że chociaż skrzaty mieszkające w zamku nie są traktowane jak niewolnicy. Zgredek natychmiast zaczął opowiadać o dobroduszności Dumbledore'a ; o dobrych warunkach dla skrzatów i o ich przyzwoitym traktowaniu. Jego oczy jaśniały jak dwie żaróweczki.
- Dlaczego wcześniej cię nie spotkałam ? - zapytała Katrina, kiedy skrzat skończył swój monolog.
- Skrzaty wolą nie wychodzić, kiedy uczniowie nie śpią, panienko. Czasami skrzaty nie chcą zostać zauważone, przez niektórych - Zgredek ze smutkiem pokręcił głową.
- Fox - usłyszała za sobą drwiący głos. Jej humor jeszcze się pogorszył.
 Odwróciła się i spojrzała Malfoy'owi prosto w twarz. Od pamiętnej sceny wtorkowego popołudnia unikała go jak ognia. Gdyby znów go uszkodziła mogłaby mieć niezłe kłopoty. Usłyszała cichutkie kroki i spojrzała na skrzata. Patrzył na blondyna, jakby zobaczył złego ducha.
- Nie chcą zostać zauważone przez uczniów pokroju Malfoy'a - domyśliła się Katrina.
 Zgredek przytaknął nie przestając się cofać. Draco zauważył, że nie są sami. Widząc jej towarzysza wybuchnął szyderczym śmiechem.
- Nie masz już nikogo lepszego do towarzystwa ? - zapytał i spojrzał na skrzata z pogardą - Powinienem był wiedzieć, że wylądujesz jeszcze niżej niż byłeś. Tak jest cena za zdradę - ostatnie słowa niemal wywarczał.
 Przerażony skrzat odskoczył do tyłu.
- Odwal się, Malfoy - fuknęła Katrina - Bo ty ZNOWU wylądujesz w Skrzydle Szpitalnym - ostrzegła podkreślając słowo " znowu ".
- Nie strasz mnie. Raz ci się udało, ale nie masz szans. Bicie kobiet nie jest zbyt honorowe, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek - wyznał z drapieżnym uśmiechem.
- Oczywiście, że możesz - zgodziła się słodziutko - Twój honor przecież nie istnieje.
 Uśmiech zniknął z jego twarzy. Zastąpiła go zimna wściekłość.
- Nie prowokuj mnie - poradził.
- To spieprzaj, zanim uznam, że jednak nie zasługujesz na litość.
 Zgredek patrzył to na jedno, to na drugie nie wiedząc co robić. Młody Malfoy wyciągnął różdżkę i wycelował w Gryfonkę.
- Nie potrzebuję twojej litości - wycedził lodowato.
 Skrzat stanął przed dziewczyną z zaciętą miną.
- Nie wolno krzywdzić panienki - wypiszczał Zgredek.
- Obrońca się znalazł - prychnął.
- Co się tu dzieje ? - usłyszeli zdenerwowany głos.
 Po chwili podbiegła do nich profesor Sprout. Ślizgon schował różdżkę.
- Nic, pani profesor. Po prostu rozmawiamy - odezwał się niewinnie, ale jego oczy nie miały w sobie nic z niewinności.
- Dokładnie - poparła go Katrina, chociaż słowa ledwie przechodziły jej przez gardło. Nie miała ochoty patrzeć na tego idiotę.
 Profesorka niezbyt im wierzyła, ale skoro oboje się zgadzali ... Spojrzała na domowego skrzata nadal stojącego przed nastolatką.
- Coś się stało, Zgredku ? - zapytała widzac jego niepewny wzrok.
 Skrzat spojrzał na Katrinę szukając pomocy. Gryfonka ledwo dostrzegalnie pokręciła głową.
- Nic. Zgredek sprzątał. Już wraca - pisnął skrzat i deportował się.
- A tak w ogóle to co robicie tutaj tak wcześnie ? - zainteresowała się kobieta.
- Chciałam wyjść na spacer - powiedziała Katrina nie kłamiąc.
- A pan, panie Malfoy ? Też pan szedł na spacer ? - zapytała go czarownica.
- Mniej więcej.
 Profesorka patrzyła na nich przez chwilę. Potem uśmiechnęła się domyślnie i odeszła nucąc coś pod nosem. " Zakochani, zakochani " usłyszała w jej myślach brunetka.
-Jasna cholera - zaklęła Katrina, kiedy nauczycielka zniknęła za zakrętem - Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego ?
- A ty ? - odparował.
- Ja powiedziałam prawdę. Przysięgam, jeśli ... - urwała. Omal nie powiedziała " ... jeśli powie komuś, że jesteśmy zakochani, zabiję cię "
- Jeśli ... co ? - sarknął chłopak.
- Nieważne - warknęła - Odwal się ode mnie.
 Poszła do Sali Wyjściowej i wyszła na błonia. Chłodny wiatr nieco ją uspokoił. Nie było sensu przejmować się Malfoy'em, ani domysłami zupełnie obcej kobiety. Ona, Katrina, wiedziała, że to nie jest prawdą i to było najważniejsze. Spacerowała przez jakiś czas aż zupełnie ochłonęła. Wróciła do szkoły tuż przed śniadaniem. Wróciła do dormitorium, żeby założyć szatę. Nikogo nie było. Po kilku minutach weszła do Wielkiej Sali. Dosiadła się do przyjaciół i zjadła śniadanie rozmawiając z nimi o zupełnie nieważnych rzeczach. Nim skończyła podszedł do niej Snape.
- Czego ? - zapytała nieprzyjemnie.
- Szlaban - przypomniał jej z zadowolonym uśmieszkiem - Do mojego gabinetu. W tej chwili.
 I odszedł. Katrina westchnęła zirytowana. Chcąc nie chcąc powlokła się za nim. Przyjaciele żegnali ją smutnymi spojrzeniami. Czuła, że jeśli Snape spróbuje ją sprowokować, to ona nie wytrzyma. Na śniadaniu spędziła nie więcej niż 10 minut i niewiele zjadła co nie było dla niej problemem.Bez pukania weszła do kwater Severusa. Mężczyzna siedział przy biurku naprzeciw drzwi. Spojrzał na nią z drwiną.
- Wiedziałem, że nie zadasz sobie trudu, żeby zapukać. Minus 5 punktów dla Gryfindoru - uśmiechnął się wrednie.
 Jeszcze jedno słowo a już nikomu nie odejmiesz punktów, pomyślała mściwie i nie pytając o pozwolenie usiadła w głębokim skórzanym fotelu. Na kanapie pod ścianą siedział Malfoy, bardzo zadowolony z kolejnej kary dziewczyny. Nie zadała sobie trudu, żeby wymyślić co chciałaby z nim zrobić.
- Na czym polega szlaban ? - zapytała obojętnie.
- Dojdziemy do tego. Zastanawiałem się, czy któreś z was byłoby na tyle skore do rozmowy, żeby wyjaśnić przyczynę waszej ... różnicy zdań w pociągu - powiedział patrząc na nich wyczekująco.
 Tak jak wtedy, żadne z nich nie zabrało głosu. Nie potrzebowali interwencji w swoich porachunkach. Po chwili Snape stracił cierpliwość.
- W porządku. Możecie milczeć. Mogę was tylko ostrzec, że to się nie opłaci - oznajmił - Szlaban zacznie się dopiero wieczorem. Wasza dwójka pójdzie do zakazanego lasu. Tam ...
- Do Lasu ? Przecież to jest zabronione - zaprotestował Malfoy.
- Skoro ja mówię, że macie tam iść to chyba jednak nie jest zabronione - wycedził nauczyciel i kontynuował przerwane zdanie - Tam znajdziecie dla mnie kwiat - Vecento. Zakwita tylko w nocy, więc macie kilka godzin.
- I to wszystko ? Iść do lasu ? - zapytała Katrina.
- Na twoim miejscu nie przyjmowałbym tego tak lekko. Biorąc pod uwagę jacy jesteście zgodni i to, że nawzajem się kryjecie mam nadzieję, że wrócicie przed świtem bez większego uszczerbku na zdrowiu - jego mina nadal była obojętna, ale w jego oczach była tylko złośliwa satysfakcja.
- Jakoś to będzie - stwierdziła Katrina podnosząc się - Równo o 22.00 masz się stawić w Sali Wejściowej, Malfoy, bo jak nie to przyjdę i wytargam cię za te blond kudły. Nic mnie nie obchodzi, czy się boisz, dotarło ? - zapytała i nie czekając na odpowiedź wyszła z gabinetu.
 Wróciła do pokoju wspólnego gdzie czekali na nią przyjaciele. Słysząc o formie szlabanu mieli identycznie przerażone miny.
- Uczniowie nie mogą wchodzić do Zakazanego Lasu - stwierdziła Hermiona - Profesor Dumbledore sam to powiedział.
- Widać wyjątkowo zmienił zdanie - mruknęła Katrina - To jeszcze nie jest tak źle.
- Do lasu z Malfoy'em nie jest tak źle ? - zapytał Ron.
 Zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej. Już nie był na nią wściekły i martwił sie jej nocną wyprawą jak reszta.
- Nie. Nic się przecież nie stanie - wzruszyła ramionami brunetka - A teraz to i tak nie ma znaczenia. Muszę iść.
 Przytaknęli z ociąganiem. Ron nabrał powietrza i spojrzał na nią niepewnie.
- Możemy porozmawiać ? - zapytał w końcu.
- Jasne - Katrina podniosła się i oboje usiedli w kącie poza zasięgiem, słuchu innych uczniów.
- Ja ... no ... - zaczął się jąkać chłopak - Chciałem ... przeprosić - wykrztusił w końcu.
 Wiedziała, że to nie koniec, więc siedziała cicho.
- Ja po prostu ... no wiesz ... To jest takie dziwne. Do tej pory byliśmy tylko we trójkę. A nagle zjawiasz się Ty i wszystko się zmienia - wziął głęboki oddech - Rozumiem, że możesz mi nie wybaczyć, ale ... przepraszam.
- W porządku - wzruszyła ramionami i wstała. Jak dla niej sprawa była załatwiona.
- I tyle ? - wytrzeszczył na mnie oczy.
- A co jeszcze ? - zapytała - Nie chowam urazy. Jak dla mnie jest ok.
- No to dobrze - też wstał i wyciągnął do niej rękę. Ten sztywny gest sprawił, że sytuacja stała się jeszcze bardziej niezręczna. Uścisnęła jego dłoń i nie patrząc na nikogo poszła do dormitorium.
 Usiadła na łóżku i spojrzała w okno. Było przedpołudnie. Zobaczyła pocztę na stoliku obok łóżka Hermiony i zdała sobie sprawę, że odkąd przyjechała, nie napisała do nikogo. Nie dała znać, co się z nią dzieje. Z lekkim poczuciem winy wyjęła z kufra pergamin, pióro i atrament. Nigdy nie była wylewna i nie wiedziała co napisać. Wiedziała, że na pewno powinna pominąć formy szlabanu i same szlabany. Była tu dopiero tydzień. Koniec końców list do Alanny był zdawkowy i ogólnikowy. Żadnych szczegółów czy radosnych nowin. Za to list do Sean'a i Ike'a był dość długi. Pisała o wrażeniach, nauczycielach, szlabanach i Umbridge. Wyrażenie swojego zdania o tej różowej wariatce zajęło jej całą stronę. Na razie nie zamierzała wspominać o Malfoyu. W końcu zakleiła oba listy i poszła do sowiarni gdzie umieszczony został również Avis. Sokół sfrunął na jej wyciągnięte ramię. Przywiązała oba listy i podając instrukcję wysłała w drogę. Było dopiero południe. Z czystej ciekawości zajrzała do biblioteki. Nie była tak obszerna jak Czarnego Pana, ale robiła wrażenie. Przechadzała się między regałami przeglądając tytuły. Przechodziła właśnie do kolejnego rzędu kiedy zauważyła grupkę ślizgonów. Oczywiście był wśród nich Malfoy. Zgrzytnęła zębami. Wskazywali na chudego chłopca szukającego czegoś w dziale zaklęć. Dziewczyny chichotały słysząc wypowiedzi Dracona i jego kumpli. Katrina przyjrzała się obiektowi ich żartów. Te czarne włosy kogoś jej przypominały. Kiedy spojrzał w bok jakby wyczuwając na sobie spojrzenie ślizgonów, poznała go natychmiast. Philip, chociaż młodszy był bardzo podobny do brata. Wcześniej jakoś nie pomyślała, że może spotkać go w szkole. Uśmiechnęła się lekko. Przeszła obok mieszkańców domu Węża jakby ich tam nie było i podeszła do chłopaka. Grupka prześmiewców wskazywała na nich palcami ale miała to gdzieś. Oparła się o regał obok niego.
- Cześć, Philip - odezwała się.
 Chłopak wyprostował się gwałtownie i spojrzał jej w twarz. Po chwili przypomniał ją sobie i uśmiechnął się.
- Cześć ... Katrina - odpowiedział - Gratulacje. Gryffindor jest super.
- A ty gdzie trafiłeś ? - zapytała bo nie widziała go wcześniej przy żadnym ze stołów.
- Ravenclaw - przyznał się - Nie jestem tak odważny, by znaleźć się w Gryffindorze.
- Nie odwaga jest najważniejsza. Tak naprawdę, żeby znaleźć się w domu Gryffindora trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego i działać pod wpływem impulsu - mruknęła.
- To chyba naprawdę się tam nie nadaję. Wolę się uczyć. Za to z tego co słyszałem o tobie to ty pasujesz tam doskonale - zaśmiał się niepewnie.
- Wiem, wiem. Każdy mi to mówi - stwierdziła - Na którym jesteś roku ?
- Czwartym.
- Podejrzewam, że Lisa zacznie dopiero w przyszłym roku - zauważyła Katrina.
- Tak. Chociaż wolałbym, żeby nie znalazła się tu, póki Malfoy nie skończy szkoły - powiedział Philip.
- Też bym chciała, żeby go tu nie było - zerknęła na blondyna - Działa mi na nerwy.
- Tak, ale przynajmniej nie jest podobny do Dursley'a.
- Próbował czegoś później ? - zapytała.
- Nie. Chyba naprawdę go przestraszyłaś - powiedział i wyjął książkę z półki.
 Razem ruszyli do wyjścia. Katrian milczała przez chwilę, ale musiała zapytać.
- Co dokładnie powiedział ci o mnie Ike ? - wypaliła.
 Spojrzał na nią spod uniesionych brwi.
- Nic takiego. W sumie to mówił tylko o tym jaka jesteś lekkomyślna i impulsywna. I biadolił, że przez ciebie dostanie ataku serca i przedwcześnie posiwieje. Nic poza tym - wyjaśnił.
- Dzięki. Wiem, że to dziwne pytanie, ale ... - zawiesiła znacząco głos.
- Rozumiem. Macie swoje tajemnice. Ja w to nie wnikam - oznajmił i ruszył w przeciwnym kierunku. Odszedł już dość daleko kiedy zawołał ją po imieniu. Kiedy spojrzała na niego, powiedział głośno, żeby go usłyszała - Nie ważne co by o tobie powiedział, czy co byś zrobiła. On i tak cię kocha, chociaż nigdy się do tego nie przyzna - i odszedł.
 Brunetka patrzyła na jego plecy kiedy znikał za zakrętem. Kilkoro uczniów patrzyło na nią z zaciekawieniem. Katrina wzięła głęboki oddech i poszła do wieży Gryffindoru. Kiedy weszła do pokoju wspólnego uczniowie patrzyli na nią z dziwnym wyrazem twarzy. W myślach jednego z nich widziała scenę przed biblioteką i była pewna, że wiadomość rozejdzie się po całej szkole do kolacji. Westchnęła i poszła do dormitorium. Na szczęście było puste. Wyjęła z kufra własną książkę o magicznych roślinach szukając kwiatu który chciał Snape. Znalazła tylko krótki opis wyglądu i najogólniejsze informacje. Zła wrzuciła książkę na dno kufra. Miała nadzieję dowiedzieć się, do czego Severus chce wykorzystać roślinę.
- Do diabła - mruknęła.
- Co jest ? - zapytała Parvati wchodząc do dormitorium.
- Nic - westchnęła - Jestem zmęczona.
- Tylko ? Bo widzę, że masz strasznie podły nastrój - stwierdziła dziewczyna.
- Źródło mojego nastroju można określić jednym słowem, " Malfoy " - powiedziała zielonooka.
- Nie przeczę, że potrafi zaleźć za skórę - przyznała Parvati - Ale jednak ma w sobie To coś.
 Katrina wytrzeszczyła na nią oczy. Nie wiedziała co na to powiedzieć. Współlokatorka uśmiechnęła się domyślnie i wyszła. Znów została sama. Avada zniknęła rano i wciąż nie wracała. Postanowiła nie szukać kotki. Wiedziała, że i tak wróci. Znudzona położyła głowę na poduszkę i niemal natychmiast zasnęła.
______________________________________________________________________
 To chyba na tyle. Oceniajcie i piszcie opinie w komentarzach. Szczerze. Postaram się niedługo dodać następny bo mam na tyle materiału, że powinno wystarczyć. Dobranoc :*

środa, 8 maja 2013

Rozdział 19

Wyrobiłam się. Jest rozdział. Nie wiem jak wyszedł i czekam na wasze opinie. Nie będę przynudzać. 
Dedykacje : 
- Cherry - powraca na bloga - urok-anabeth.blogspot.com  Polecam ;)
- Zagubiona w smutku - zdrowiej :) dobro-w-zlu.blogspot.com
- Alicji - dziękuję za miłe słowa ;P
- Łukaszowi - pomimo jego dziwacznej pochwały mojego pisania :*
- Krzyśkowi - który jak wspominałam wcześniej dał mi pomysł na ten rozdział  BD

 I wszystkim innym. Zapraszam do czytania. 



 Na granicy jawy i snu Katrina poczuła, że ktoś potrząsa ją za ramię. Natychmiast obudziła się w niej czujność. Zerwała się na równe nogi rozglądając dookoła całkowicie przytomnym wzrokiem. Widząc kto ją obudził rozluźniła się. Hermiona stała tuż obok jej łóżka śledząc każdy jej ruch. Jej włosy były wilgotne, a na sobie miała już piżamkę. 
- Stało się coś ? - zapytała zdziwiona Katrina. 
- Byłaś tu przez cały czas ? - odpowiedziała pytaniem szatynka. 
- Przyszłam niedawno i się zdrzemnęłam - wyjaśniła i ponowiła pytanie. 
- Nie, nic. Po prostu pomyślałam, że chciałabyś wykąpać się przed snem. Za godzinę cisza nocna - poinformowała ją przyjaciółka. 
- Już ? - zdumiona brunetka spojrzała na zegarek. Rzeczywiście wskazywał na 21.05. - Dziękuję, że mnie obudziłaś - uśmiechnęła się Katrina. Nie mogła przespać wyprawy. 
- Nie ma za co. A właśnie - zawołała za nią, kiedy panna Fox skierowała się do łazienki - Harry i Ron się pogodzili. Pomyślałam, że chciałabyś o tym wiedzieć - powiedziała szatynka. 
- Chciałabym - przyznała ze śmiechem - Dziękuję. 
 Nastolatka szybko umyła się i wysuszyła włosy. Kiedy wróciła do dormitorium Hermiona leżała już w łóżku z zaciągniętymi zasłonami. Katrina po cichu wyjęła z kufra czarne rurki, czarną bluzę i pelerynę. Ubrała czarne adidasy za kostkę i czuła się gotowa. Nie zamierzała ubierać szaty. Wolała coś wygodniejszego. Za pięć dziesiąta wymknęła się z dormitorium. W pokoju wspólnym wciąż było jasno. Ostrożnie wyjrzała zza barierki. Dwóch pierwszorocznych siedziało przed kominkiem gryzmoląc coś na pergaminach. Wprawdzie mogła bez problemu wyjść nie zwracając na nich uwagi, ale zrobiła coś innego. Wyczarowała szlafrok i odezwała się ostrym głosem : 
- Co wy tu jeszcze robicie ? Natychmiast wracajcie do łóżek.
 Chłopcy przestraszeni tonem jej głosu zebrali rzeczy i uciekli na górę. Zadowolona dziewczyna bez przeszkód opuściła wieżę i skierowała się do Sali Wejściowej. Punktualnie o 22.00 stawiła się na miejscu. Snape już na nią czekał. Krytycznym wzrokiem zmierzył jej strój. 
- Ruszamy ? - zapytała nie zwracając uwagi na jego zdegustowane spojrzenie. 
 Mężczyzna wzruszył ramionami i bez słowa opuścił szkołę. Przecięli błonia kierująć się wprost do Lasu. Na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Nawet księżyc schował się za chmurami. Wszędzie panowała ciemność. Snape szedł spokojnie nie oświetlając drogi. Jeśli miał nadzieję, że to zmieni jej nastawienie to się mylił. Katrina szła za nim bez słowa. Z ciekawością rozglądała się dookoła. Ciemność utrudniała jej widoczność. Z westchnieniem skupiła się na swojej animagicznej postaci - wilku. Jej wzrok natychmiast się poprawił. Widziała wszystko doskonale. Zadowolona z siebie ruszyła dalej. Przez godzinę kluczyli między drzewami. 
- Wiesz dokąd idziemy ? - zapytała z powątpieniem. 
- Nie gadaj - warknął. 
- Wolno mi. 
- Nie ze mną. 
- Jeśli kompletnie nie wiesz, gdzie jesteśmy to powiedz mi od razu - zaproponowała. 
- Wiem, gdzie jesteśmy - odpowiedział.
 Katrina wzruszyła ramionami i przestała się odzywać. Kilkanaście minut później Severus zatrzymał się rozglądając dookoła. 
- Musi gdzieś tu być - mruczał i wyjął różdżkę - Lumos. 
 Nastolatka patrzyła na niego z politowaniem. 
- Czego szukasz ? - zapytała znużona. 
- Wejścia - mruknął niespokojnie. 
 Westchnęła i również zaczęła się rozglądać. Po chwili swoim wyczulonym wzrokiem dostrzegła coś pomiędzy opadłymi liśćmi. Podeszła bliżej i odgarnęła ściółkę butem. Niewielka drewniana klapa była brudna , ale widoczna. Złapała za zerdzewiały uchwyt i pociągnęła w górę używając całej swojej siły. Zawiasu zaskrzypiały przeraźliwie. Klapa otworzyła się ukazując strome schody w dół. Snape zwabiony dziwnym odgłosem podszedł do niej. Katrina spojrzała na niego z wyraźnym triumfem. 
- Tego szukałeś ? - zapytała niewinnie. 
 Severus spojrzał na nią z niechęcią i ruszył w dół. Rozbawiona dziewczyna ruszyła za nim. Schody ciągnęły się jakby w nieskończoność. Z ciemności docierał do nich nieprzyjemny zapach. Kiedy dotarli na sam dół odór zgnilizny stał się niemal nie do zniesienia. Oślizgłe, zgrzybiałe ściany otaczały ich z każdej strony. Mężczyzna ruszył wąskim korytarzem w głąb tunelu. Katrina znów podążała za nim starając się jak najmniej oddychać. Po pięciu minutach brunetka zatrzymała się gwałtownie i impulsywnie złapała tył szaty profesora. Miała złe przeczucia.
- Co znowu ? - zapytał wściekły. 
- Coś jest nie tak - powiedziała niespokojnie starając się przebyć wzrokiem ciemność przed nimi. 
- Nie panikuj. Nic tu nie ma - prychnął ruszając. 
 Katrina szła tuż za nim starając się wyczuć niebezpieczeństwo. Przez jakiś czas szli w absolutnej ciszy. Doszli do końca korytarza kończącego się masywnymi wrotami. Snape odwrócił się i spojrzał na nią z kpiną.
- Mówiłem, że wszystko jest w porządku. 
 Sięgnął do klamki. Przeczucie, że coś jest nie tak stało się nie do zniesienia. Wiedziała już, że za drzwiami czekają ich kłopoty.
- NIE !!! - wrzasnęła, ale było już za późno. 
 Severus otworzył drzwi i wszedł do środka. W sekundę później coś zmiotło go z jej pola widzenia. Przerażona wbiegła do środka. Mężczyzna leżał pod ścianą usiłując się podnieść. Nad nim stało dziwnej postury stworzenie starające się go złapać. Katrina rzuciła się do przodu rzucając po drodze wszystkie zaklęcia jakie przyszły jej do głowy. Bezskutecznie. Kolorowe błyski zwróciły uwagę potwora. Zwrócił na nią swój paskudny pysk. Stwór miał maleńkie, czerwone ślepia, dwie dziury zamiast nosa i ogromną paszczę wypełnioną ostrymi zębami. Nie miała pojęcia co to jest, ale była przekonana, że jest niebezpieczne. Bestia rzuciła się na nią starając pochwycić. Nastolatka zwinnie minęła ostre pazury. Kolejnego ciosu uniknęła w ostatniej chwili. Potwór miał dość zabawy z nią. Zwrócił się z powrotem do leżącego mężczyzny. 
- Hej, ty szkarado !!! Tutaj jestem !!! - wrzasnęła rzucając w niego kamieniami. 
 Nie wiedziała, dlaczego ratuje tego dupka, ale nie potrafiłaby spokojnie patrzeć jak zostaje pożarty, albo rozszarpany. Krzyki na niewiele się zdały, jednak jeden z kamieni trafił stworzenie w oko. Stwór rykną wściekły i rzucił się na nią z całym impetem  Przerażona uskoczyła w bok jednak nie dość szybko. W ostatniej chwili olbrzymie cielsko uderzyło w jej ramię. Rozległ się głuchy trzask. Katrina poczuła potworny ból jednak ani nie pisnęła. Odsunęła się szybko w przeciwległy kąt przyciskając do siebie najprawdopodobniej złamaną rękę. Bestia ani myślała ją zostawić. Znów natarła na dziewczynę, która siedziała bez ruchu odcięta od jakiejkolwiek drogi ucieczki. Wiedziała, że śmierć zbliża się nieubłaganie. Zamknęła oczy myśląc tylko o swojej rodzinie i przyjaciołach. Czy kiedykolwiek dowiedzą się, co się z nią stało ? Czekała już tylko na uderzenie. Czekała i czekała, ale nic się nie działo. Otworzyła oczy i zszokowana wlepiła wzrok w scenę przed sobą. Severus Snape, który nienawidził jej i który nią gardził, ten sam który miał nadzieję, na jej rychłą śmierć odciągał uwagę potwora starając się ją uratować. Pozbierała się i wstała starając się coś zobaczyć przez mgłę, która przesłoniła jej wzrok kiedy poruszyła bolącą kończyną. Widać było, że mężczyźnie kończą się pomysły na zajmowanie uwagi potwora. Katrina przezwyciężając ból rzuciła się na pomoc gorączkowo myśląc co zrobić, żeby oboje wyszli z tego żywi. Snape używał Crucjatusa i Avady, ale dziewczyna wiedziała, że to na nic. Mężczyzna dotarł do rogu komnaty. Tak jak ona przed chwilą nie miał już drogi ucieczki. Monstrum wydało dźwięk jakby śmiało się z nich i ruszyła w jego stronę. Severus wyglądał tak, jak zapewne ona wyglądała jeszcze kilka minut temu. Wiedział, że zginie i pogodził się z tym. Nagle umysł nastolatki jakby przeszyła błyskawicy. W jednej sekundzie wiedziała co zrobić i wiedziała, że da radę. Chwyciła różdżkę i wycelowała ją prosto w bestię. 
- Już po tobie - powiedziała głośno, a mężczyzna otworzył oczy patrząc na nią zdziwiony - SOLVITE !!! * - wrzasnęła z mocą. 
 Z jej różdżki wypłynęło oślepiająco białe światło które ugodziło stwora prosto w pysk. Przez chwilę nic się nie działo. Katrina przeraziła się, że nie zadziałało. Nagle bestia zaczęła się trząść. Zaczęła się cofać jakby przed czymś uciekała. Nie zrobiła trzech kroków, kiedy coś jakby rozerwało ją od środka. Severus i Katrina zasłonili oczy. Coś ciepłego, lepkiego i śmierdzącego oblepiło ją od góry do dołu. Oderwała dłonie od twarzy i spojrzała po sobie. Różowy, ciągnący się śluz ciekał z jej ubrania. Wstrząsnęła się z obrzydzenia. 
- Wyglądam jak Umbridge - wymamrotała z niesmakiem starając się uwolnić od klejącej mazi. 
 Nagle usłyszała cichy śmiech. Rozejrzała się dookoła gotowa do walki. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to Snape. Siedział na podłodze w tym samym miejscu i śmiał się. Podeszła do niego i uklękła obok. 
- Czy to coś nie uszkodziło ci przypadkiem mózgu ? - zapytała niespokojnie. Jeszcze nigdy nie słyszała, żeby Severus się śmiał nie licząc tego lodowatego dźwięku który wydawał z siebie na zebraniach śmierciożerców.
 Słysząc jej słowa mężczyzna uspokoił się nieco i spojrzał na nią. 
- Nie - mruknął i uspokoił się - Jak ty to zrobiłaś ? 
- Nie wiem. Spanikowałam, nie miałam żadnego pomysłu. Po prostu samo przyszło mi do głowy - powiedziała jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie - Ale ja mam jeszcze ciekawsze pytanie. Dlaczego starałeś się mnie uratować ? Wcześniej sam powiedziałeś, że byłbyś zadowolony, gdyby coś mnie zjadło. Twoje marzenie miało okazję się spełnić. Dlaczego na to nie pozwoliłeś ? 
- A ty ? Dlaczego mnie ratowałaś ? - odpowiedział pytaniem. 
- To był impuls. Nic nieznaczącego. Nie myślałam co robię - wzruszyła ramionami - A ty ? 
- To był impuls. Nie myślałem co robię - powtórzył jej słowa podnosząc się. 
 Katrina również wstała i przez przypadek dotknęła zranionej reki. Kiedy adrenalina opadła ból powrócił ze zdwojoną siłą. Nie udało jej się powstrzymać cichego syku. Severus spojrzał na nią. 
- Co jest ? - zapytał jakby z niepokojem. 
- Nic - powiedziała przez zęby starając się opanować. Ból rozchodził się coraz bardziej. 
- Nie kłam - mruknął podchodząc do niej. 
- Nie twój interes - fuknęła - Trzeba iść dalej. 
- Nie, puki nie pokarzesz, co się stało - zdecydował.
- Mam złamaną rękę, a nie umieram. Mogę iść dalej - zauważyła spokojnie. 
 Snape nie zwarzajac na jej protesty ujął jej rękę. Jego dotyk był delikatny, niemal niewyczuwalny  Dziewczyna nie chciała litości. Pomimo bólu wyrwała mu rękę. 
- Przestań udawać, że cię to obchodzi - prychnęła. 
- Możesz się uspokoić ? - poprosił. 
 POPROSIŁ ?! Patrzyła na niego w szoku. Wykorzystując jej dekoncentrację, Severus ponownie ujął jej ramię i przystawił do niego różdżkę. Wymamrotał formułkę zaklęcia i poczuła, że ból mija. Westchnęła z ulgą. 
- Dlaczego to robisz ? - zapytała po chwili. 
- Po prostu o tym zapomnij - nakazał swoim zwykłym tonem ruszając dalej. 
 Coraz bardziej zagłębiali się w labiryncie korytarzy. Dotarli do ślepego zaułka. Rozglądali się dookoła szukając tajnego przejścia, czegokolwiek. Po pięciu minutach stracili nadzieję. Snape oparł się o ścianę wyglądając na pokonanego. Nagle kamienie zatrzeszczały i cofnęły się gwałtownie. Mężczyzna upadł na plecy. 
- Gratulacje. Jednak ci się udało - odezwała się Katrina wchodząc do ukrytego pomieszczenia. 
 Rozbłysły pochodnie oświetlając komnatę. Pośrodku znajdował się niewielki postument. Powoli zbliżyli się do niego. Na widok leżącego na nim kamienia Severus cofną się gwałtownie jakby to co zobaczył było śmiertelną pułapką. 
- Na Merlina ... - powtarzał potrząsając z niedowierzaniem głową - To nie może byz prawda. 
 Dziewczyna wzruszyła ramionami i podniosła niewielki kamień. Nierówna powierzchnia była dość przyjemna w dotyku, a bursztynowy kolor przyciągał wzrok. 
- Już go gdzieś widziałam - zamyśliła się odwracając znalezisko w stronę światła. Nie odrywała od niego wzroku.
 Mężczyzna nie ruszał się z miejsca. Słysząc jej słowa oderwał się od ściany i wyrwał jej kamień. 
- Nie dotykaj tego - warknął. 
 Katrina nadal patrzyła jak zahipnotyzowana. Za wszelką cenę chciała wiedzieć, dlaczego kamień wydaje jej się taki znajomy. Snape widząc jej nieobecne spojrzenie schował przedmiot do szaty. Kiedy tylko zniknął jej z pola widzenia ocknęła się. 
- Wiem co to - odezwała się po chwili. 
- Dziwne by było, gdybyś nie wiedziała - mruknął - Wynośmy się stąd. 
 Ruszyli do wyjścia już nie zatrzymując się ani nią chwilę. Bez słowa dotarli do kamiennych schodów. Katrina wyszła pierwsza, a mężczyzna tuż za nią. Już świtało. Nie zdawali sobie sprawy, że spędzili tam tyle czasu. 
- Co teraz ? - zapytała zaciekawiona nastolatka. 
- Trzeba go zniszczyć. To proste - Severus zagłębiał się między drzewa. 
- No co ty nie powiesz - mruknęła - Pytałam w jaki sposób. 
- Nie wiem - przyznał - Musimy wrócić do szkoły. Albus będzie wiedział. 
- Masz na to czas ? Voldemort może wezwać cię w każdej chwili - zaprotestowała. 
- A może ty masz jakiś pomysł ? - zapytał kpiąco - Jeśli tak, to proszę, oświeć mnie. 
- Wracasz do siebie - fuknęła - Zamiast polegać na innych użyj własnego mózgu. 
- Jakoś nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zastanawiał się jak zniszczyć Kamień Filozoficzny - warknął. 
 Katrina westchnęła.
- Gdybyśmy byli w szkole ... 
- To samo powiedziałem - przypomniał jej.
- Gdybyśmy byli w szkole ... - powtórzyła - ... gdybym miała swoją księgę ... wszystko było by prostsze. 
- Jaką księgę ? - zapytał Snape. 
 Dziewczyna zachowywała się jakby go nie słyszała. Usiadła na piętach zamykając oczy. Zmarszczyła brwi zastanawiając się nad czymś. Znieruchomiała. 
- Wariactwo - mruknął.
 Katrina zachwiała się przechylając gwałtownie do przodu. W ostatniej chwili podparła się rękami. Otworzyła oczy. Nadal zdawała się być nieobecna, ale jej głos był mocny i stanowczy. 
- Chodźmy - podniosła się i ruszyła w głąb lasu. 
 Severus chcąc, nie chcąc ruszył za nią. Był za nią odpowiedzialny co wcale go nie cieszyło. Zatrzymała się dopiero na niewielkiej polance całkowicie osłoniętej koronami drzew. Ogromna tarcza księżyca wyłoniła się zza chmur i słabe światło przedostawało się przez baldachim liści. Katrina stanęła na samym środku i wskazała mu miejsce obok siebie. Czarnowłosy podszedł nie wiedząc o co jej chodzi. 
- Czegoś mi tu brakuje  - powiedziała nagle. Zmarszczyła czoło. 
 Rozejrzała się dookoła jakby miała tu znaleźć odpowiedź. 
- To może jednorożca ? - sarknął. 
- Dokładnie - przyznała natychmiast. 
 Snape pokręcił głową. 
- Ja wiedziałem, że jesteś niezrównoważona, ale nie że aż tak - prychnął. 
 Zignorowała jego słowa. Zastanawiała się skąd wziąć potrzebny jej róg. 
- Czy zmarł ostatnio jakiś jednorożec ? - zapytała go. 
- Że co ? - gapił się na nią. Myślał, że się tylko wygłupiała. 
- Jednorożec. Czy niedawno znalazł ktoś martwego jednorożca - powtórzyła jak najbardziej poważnie.
- Kilka lat temu - powiedział - Chyba już ci się nie przyda.
- Gdzie ? - nie zwracała uwagi na jego słowa. Wyciągała potrzebne informacje. 
- Nie wiem. Nie było mnie przy tym - warknął - Pewnie zakopali go gdzieś niedaleko ... 
 Nagle tuż za nimi rozległ się odgłos kopyt uderzających o poszycie. Z krzaków wyskoczyły dwa centaury zatrzymując się przed nimi z łukami w pogotowiu. 
- Czego tu szukacie ? - zapytał jeden z nich o czarnej barwie umaszczenia.
- Nie szukamy kłopotów i nie chcemy walczyć - zapewnił Snape trzymając dłoń tuż przy różdżce schowanej w pelerynie.
- Wracajcie do szkoły. Nie macie tu czego szukać - warknął drugi. Był brązowej maści z białymi plamkami.
- Nie - odezwała się Katrina spokojnie podchodząc bliżej bez cienia strachu. 
- Nie ? - pierwszy centaur spojrzał na nią z niedowierzaniem cofając się nieco. 
- Nie możemy odejść - powtórzyła - Ale ty możesz pomóc. 
- Centaury nie pomagają ludziom. Wynoście się stąd - rozkazał wściekły. 
- Spokojnie - odezwał się kolejny głos. Ten dla odmiany był miły i spokojny. 
- Czego chcesz Firenzo ? Nie powinno cię tu być - warknął ciapkowany* centaur. 
- Nie trzeba się unosić, Semlinie - uspokajał go nowo przybyły  miał jasną sierść i brązowe włosy - Przecież ci ludzie, jak widać się stanowią zagrożenia. 
- Jesteś co do nich zbyt ufny - warknął Semlin - Ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, to powodzenia. Chodź, Arsenie - i obaj zniknęli pomiędzy drzewami.
- Wybaczcie im. Nie są zbyt przyjaźnie nastawieni - wytłumaczył pobratymców Firenzo - Co robicie tu o takiej godzinie. Ten las kryje w sobie wiele tajemnic. Niebezpiecznych tajemnic. 
- Pomóż nam - poprosiła go nastolatka patrząc ogromnymi zielonymi oczami. Dotknęła lekko jego grzbietu.
- Jak ? -zapytał spokojnie nie starając się uciekać od jej dotyku. 
- Ty musisz wiedzieć, gdzie pochowano jednorożca - oznajmiła. 
 Centaur zesztywniał. 
- A po co ci to wiedzieć ? - zapytał niespokojnie grzebiąc kopytami. 
- Potrzebuję rogu - wyjaśniła - To bardzo ważne. 
 Jej spojrzenie było czyste i szczere. Nikt nie mógłby zaprzeczyć, że chciała zrobić coś złego. 
- Chodź za mną - nakazał i ruszył między drzewa. 
 Dziewczyna pospieszyła za nim, a Severus za nimi nie chcąc spuścić dziewczyny z oka. Nie szli długo. Po kilku minutach zatrzymali się pod ogromnym drzewem. Jego rozłożyste korzenie wystawały nad ziemię. 
- To tutaj. Nie powinienem był was tu przyprowadzić ... - przyznał.
- Ale przyprowadziłeś. Dziękuję - powiedziała szczerze Katrina patrząc na niego jak na przyjaciela. 
- Nie mogę tu dłużej zostać. Muszę wracać. Mam nadzieję, że dacie sobie radę - kiedy to mówił patrzył na dziewczynę. Miał dziwny wyraz twarzy, ale zaraz potem zniknął i znów był opanowany. 
- Dziękuję - powtórzyła.  
 Centaur skinął im głową i wskoczył między drzewa. 
- Jak ty to robisz, że zjednujesz sobie nawet centaury ? - mruknął Snape. 
- Jestem miła - zachichotała. 
- Czasami ci się udaje. 
 Katrina bez słowa znów uklękła na poszyciu. Wyjęła różdżkę i skierowała ją w dół.
- Accio róg - wyszeptała. 
 Przez chwilę nic się nie działo. Kilka sekund później z ziemi wysunął się nieco zaostrzony koniec białego rogu. Brunetka złapała go i wyjęła. Pomimo, że tak długo leżał w ziemi nadal był idealnie biały i nienaruszony. Trina uśmiechnęła się z satysfakcją. 
- Możemy wracać - oznajmiła i lekkim krokiem skierowała się w stronę polany z której przyszli. 
- Daj mi kamień - poprosiła kiedy stanęli nad płaską skałą. 
- Nie. Musimy odnieść go Dumbledore'owi - zaprotestował Severus. 
 Katrina mruknęła coś pod nosem. Kamień sam wyfrunął z jego kieszeni i spoczął na jej wyciągniętej dłoni. 
- Magia bezróżdżkowa. Nieźle - przyznał Snape niechętnie - Oddaj mi kamień. 
- Nie. Musimy go zniszczyć. 
- Dumbledore chciałby go zobaczyć - oponował. 
- A nie przyszło ci do głowy, że on nie chce go zniszczyć ? Już raz twierdził, że to zrobił ! - krzyknęła. 
- A ty skąd to wiesz ? - zapytał. 
- Bo wiem. To teraz bez znaczenia - wzruszyła ramionami - To my musimy go zniszczyć, Severusie.
 Mężczyzna zastanowił się nad jej słowami. Mówiła sensownie. Albus rzeczywiście twierdził, że zniszczył kamień zaraz po śmierci Quirrella. Teraz Voldemort znów chciał go zdobić. A na to nie można było pozwolić. Kiwnął głową na znak zgody. 
- Chcesz go rozbić rogiem ? - zapytał.
- Mniej więcej - mruknęła. 
 Położyła niechciany ciężar na skale. Kamień Filozoficzny migotał delikatnie w świetle księżyca, które z trugem dostawało się na polankę. Katrina podniosła z ziemi średniej wielkości, ostry okruch skalny. Snape patrzył jak w jej rekach zamienia się w ostry sztylet. Nastolatka bez wahania nacięła sobie nadgarstek. Z rany zaczęła wypływać, jasna krew spływając po palcach i kapiąc na ziemię. 
- Co ty ... ? - zaczął kiedy podała mu ostrze. 
- Zrób to samo - powiedziała, a kiedy się zawahał dodała - Zaufaj mi. 
 Zaufał. Nie wiedział dlaczego, ale w tym momencie zaufał jej na tyle, żeby otworzyć swoje żyły. Trina krwawiącą ręką złapała róg i spojrzała na niego. 
- Zrób to samo - i zrobił .
 Ich krew zmieszała się spływając po śnieżnobiałej powierzchni rogu. Poczuł dziwne mrowienie na skórze, ale nie odezwał się. Czekał. Zmieszana ciecz kapała na kamień. 
- Teraz - mruknęła i opuściła rękę. Koniec rogu uderzył w sam środek i magiczny kruszec rozpadł się na części tracąc nieodwołalnie swoją moc. 
 Snape podniósł resztki kamienia.
- To koniec - stwierdził. 
- Koniec - zgodziła się - Możemy wracać. 
 Mruknęła zaklęcie lecznicze i rana na nadgarstku zasklepiła się. Droga powrotna minęła w milczeniu. Kiedy doszli na błonia słońce było już dość wysoko. Katrina spojrzała na zegarek - 06.36. Szybko weszli do szkoły i skierowali się do gabinetu dyrektora. Albus siedział w swoim fotelu zupełnie jakby na nich czekał. 
- I co ? - zapytał starzec. 
- Już po wszystkim - zapewniła go dziewczyna. 
- O co chodziło ? - zaciekawiony czekał na odpowiedź.
- Kamień Filozoficzny - odezwał się Snape - Zniszczyliśmy go. 
- Zniszczyliście ? - oczy Dumbledore'a rozszerzyły się - W jaki sposób. 
- Odrobina magii - mruknęła Katrina i ziewnęła - Jeśli nie macie nic przeciwko, to ja idę do łóżka. Wystarczy mi jak na jeden dzień. 
- Stało się tam coś  ?- zapytał zatroskany. 
- Może kiedy indziej, albo niech Severus odpowie. Wracam do dormitorium - oznajmiła.
- Nie - zaprotestował Snape - Idziesz do Skrzydła Szpitalnego - zadecydował. 
- Jeszcze czego - fuknęła - Nie będziesz mi rozkazywał. 
- Ja również uważam, że powinnaś się tam znaleźć. Jesteś okropnie blada - poparł go dyrektor. 
 Do gabinetu weszła profesor McGonnagall. 
- Już wróciliście ? - zapytała. 
- Jak widać - uśmiechnął się siwowłosy - Minervo, zaprowadzisz Katriną do Poppy ? 
- Oczywiście - zgodziła się natychmiast patrząc zatroskana na wychowankę. 
- Nie umieram - mruknęła nastolatka kiedy kobieta wyprowadzała ją z pomieszczenia trzymając za ramię. Katrina przeceniała własne możliwości. Tuż przed Skrzydłem Szpitalnym zachwiała się i zemdlała. Minerva doprowadziła ją na noszach i pozostawiła pod opieką pielęgniarki. Sama wróciła do siebie z zamiarem przygotowania się do zajęć. Do Katriny zajrzy później. 
_____________________________________________________________________
To tyle. Czekam na komentarze i do napisania. Rozdział nie wiem kiedy. Postaram się jak najszybciej.

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 18

 Cześć wam ! Wiem, że dawno mnie nie było. Przyczynił się do tego brak czasu i weny. Co mogę powiedzieć ? Miałam zastój. Ale minął. Dzięki komu ? Dzięki Krzyśkowi, który pomógł mi wymyślić akcję do tego rozdziału. BRAWO !!! Rozdział jest podzielony na dwie części. Pierwsza dzisiaj, teraz. Druga ... może w środę. Już prawie napisana. Nie będę pisać część 1 i 2 tylko normalnie Rozdział 18 i 19. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu wróci. Wiem, że często was zawodziłam. Nikt nie jest doskonały, a już na pewno nie ja. Nic na to nie poradzę. Staram się jak mogę. Liczę, że nie opuściliście mnie całkowicie. 
 Już nie przynudzam tylko czytajcie rozdział. Właściwa akcja zacznie się potem, ale to jest takie wprowadzenie. Obyście się nie rozczarowali.


 Uczniowie wdrapali się do komnaty. Pogrążona w półmroku sala wypełniona była dymem. Ostry zapach kadzideł i ziół uderzył ich w nozdrza. Zaczęli zajmować miejsca. Katrina dosiadła się do Harry'ego i Hermiony tak samo jak Ron. Rudy chłopak nie odezwał się do nich, ale Katrina widziała w jego oczach niezdecydowanie i skruchę. 
- Witajcie, drodzy uczniowie ! - rozległ się niski, zachrypnięty głos. 
 Z cienia przy zasłoniętym oknie wyłoniła się kobieta. Roztrzepane loki okalały jej twarz, jasne, mętne oczy zasłonięte były szkłami grubych okularów. 
- Witajcie na pierwszej lekcji Wróżbiarstwa w tym roku. Mam nadzieję, że nasza współpraca zaowocuje wspaniałymi wynikami ... - mówiła. 
- Dlaczego ty jeszcze chodzisz na te zajęcia ? - zapytał Harry Hermionę. 
- W sumie to nie wiem - przyznała - Jakoś tak ... 
- Jak widzę mamy w tym roku nową uczennicę ... - odezwał się nagle tuż za nimi głos profesorki. 
 Katrina spojrzała na nią zdziwiona. Nie sądziła, że w kłębach pary zostanie dostrzeżona. 
- Jak masz na imię ? - zapytała ją kobieta. 
- Katrina Fox - przedstawiła się niechętnie.
 Kobieta wlepiała w nią intensywne spojrzenie. Ciekawość błyszczała w jej dziwnych oczach. Nagle złapała brunetkę za dłoń. 
- Pozwolisz, że spojrzę w twoją przyszłość ... - raczej oznajmiła niż zapytała. 
 Katrina czekała w napięciu. Nie wiedziała, czy kobieta naprawdę potrafi przewidzieć przyszłość, lub choćby jej część. Miała nadzieję, że jednak nie. 
- Twoja przyszłość jest okropnie zagmatwana - przyznała po chwili kobieta niskim głosem.
 No tak, nadzieja matką głupich, pomyślała Katrina. Postanowiła jak najszybciej to skończyć zanim powie coś, czego nie powinna.
- No tak ... - nastolatka spróbowała uwolnić dłoń jednak uścisk kobiety tylko się wzmocnił. 
- Przeszłość jest jedynie czarną płachtą bólu i obowiązku. Przyszłość może przynieść ci radość i smutek. Spełnisz swoje marzenie, jednak twoje serce nie będzie w pełni uwolnione. Cierpienie będzie towarzyszyć ci, puki nie pokonasz zranionej dumy. Być może to właśnie zdarzenie zmieni całe twoje życie - mówiła w transie. 
 Katrina zdecydowanym ruchem wyrwała się kobiecie. Profesorka zamrugała oczami patrząc nieprzytomnie na uczniów. 
- Stało się coś ? - zapytała zdziwiona. 
 Nikt nie odpowiedział. Kobieta wzruszyła ramionami i jak gdyby nigdy nic zaczęła prowadzić zajęcia. Po skończonej lekcji Katrina złapała torbę i w mgnieniu oka wyszła z komnaty. Przecięła korytarze i wyszła na błonia. Było dość ciepłe popołudnie i wielu uczniów korzystało z dobrej pogody. Brunetka usiadła pod wielkim dębem i zapatrzyła się w jezioro starając się odciąć od wszelkich myśli. 
                                                                                 ***
- Co to miało być ? - zapytała Hermiona kiedy opuścili tłum uczniów. 
- Nie wiem - przyznał Harry. 
 Nie kłamał. Nie miał pojęcia co dokładnie spotkało Katrinę w przeszłości, a ona, jak podejrzewał, będzie zaciekle bronić swojej tajemnicy. 
- Może powinniśmy jej poszukać - podsunęła Hermiona - Wyglądała na zdenerwowaną. 
- Dajmy jej czas. Jeśli będzie chciała, to sama z nami porozmawia - zaoponował Harry. 
- Może masz rację ... - zgodziła się niechętnie szatynka. 
 Zajęci własnymi myślami poszli na obiad. Katriny w Wielkiej Sali nie było. 
                                                                       ***
 Kiedy Katrina ocknęła się na błoniach nie było już nikogo. Spojrzała na zegarek i zaklęła cicho. Lekcja właśnie się kończyła. Wściekła na siebie wstała i rozciągnęła zesztywniałe mięśnie. Złapała torbę i skierowała się do szkoły. Wchodząc do Sali Wejściowej stanęła jak wryta. Ten dzień musiał zakończyć się katastrofą. Draco Malfoy ze swoją nieodłączną świtą stali tuż przy schodach rozmawiając cicho. Nie miała ochoty użerać się z nimi więc nie zwracając na nich uwagi skierowała się do schodów chcąc wrócić do wieży. 
- Kogo moje piękne oczy widzą ? - rozległ się szyderczy głos Malfoy'a - Toż to nasza najnowsza obrończyni szlam. 
 Katrina zmobilizowała całą swoją silną wolę, żeby się na niego nie rzucić. Za takie coś jak nic wyleciałaby ze szkoły. A tego musiała uniknąć. Zignorowała go. Wiedziała, że jeszcze chwila i stanie się coś złego. 
- Nie uciekaj ! - zawołał Malfoy stając przed nią. Jego kumple zajęli miejsca po obu jej stronach. 
- Daj mi spokój - powiedziała spokojnie, ale w jej zielonych oczach widać było, że ledwie powstrzymuje furię. 
- Czyżbyś zrozumiała swój błąd ? Uciekasz z podkulonym ogonem, bo wiesz, że ze mną nie wygrasz - stwierdził blondyn z samozadowoleniem. 
- Ja nie popełniam błędów i nie uciekam. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć, bo wydaje mi się, że zaraz zwymiotuję - oświadczyła zimno - Zejdź mi z drogi. 
- Niech pomyślę ... nie - głos Draco wprost ociekał kpiną - Nudzę się. 
- Kiedy poślę cię do Skrzydła Szpitalnego nie będziesz się nudził ? - warknęła. 
- Twoje gadanie mnie nie przestraszy - prychnął.
- Jak się nie odwalisz to na gadaniu się nie skończy - ostrzegła go Katrina. 
- No oczywiście ! - wykrzyknął jakby nagle doznał olśnienia - Jesteś tak przerażająca, że powinienem się zwijać. A może raczej nie ty, a twój chłopak ... - wybuchnął śmiechem ; jego kumple zawtórowali mu - Tak, Potter jest baaaardzo niebezpieczny. W końcu walczył z Czarnym Panem - skręcał się ze śmiechu. 
 Katrina nie wytrzymała. Nikt nie będzie jej obrażał, a już na pewno nie takie ścierwo jak Malfoy. Kiedy Draco spojrzał na nią zdziwiony brakiem reakcji z całej siły uderzyła go w twarz. Jej zwinięta pięść trafiła do w nos. Chłopak padł jak długi na kamienną podłogę. Rozglądał się dookoła jakby nie wiedział co się właściwie stało, a z jego nosa wyciekała cienka stróżka krwi. Kumple chłopaka cofnęli się do tyłu patrząc na coś za nią. Zanim zdążyła się odwrócić usłyszała lodowaty głos ostatniej osoby którą chciałaby teraz spotkać. 
- Co się tutaj dzieje ? - zapytał Snape, zupełnie niepotrzebnie. 
 Malfoy na podłodze; nad nim Katrina z nadal zaciśniętą pięścią i wyrazem wściekłości na twarzy. Wiedział już, że wybuchowy charakter nastolatki dał o sobie znać. 
- Zabierzcie go do Skrzydła Szpitalnego - polecił osiłkom. 
 Chłopcy wzięli Malfoy'a za ramiona i niemal wlekli go przez korytarz. 
- A ty - zwrócił się do brunetki - do mojego gabinetu. Natychmiast.
 Katrina bez słowa sprzeciwu ruszyła za nim. Satysfakcja jaką poczuła, kiedy Malfoy runął na ziemię minęła. Nie wiedziała czy nie wyrządziła mu żadnej trwałej krzywdy, a tego nie chciała. Pomimo wszystko nie chciała być tą, która sprawiła mu trwałe szkody. Zeszła za profesorem do lochów. Severus otworzył drzwi i bez słowa kazał wejść. Dziewczyna stanęła pośrodku zimnego, wilgotnego pomieszczenia nie wiedząc co zrobić. 
- Usiądź - nakazał Snape jakby czytał jej w myślach. 
 Opadła na dość miękki fotel naprzeciw biurka. Mężczyzna usiadł naprzeciw niej. 
- Zapytałbym, co stało się tam na korytarzu, ale teraz nie mam na to czasu - oświadczył. 
- Więc po co mnie tu przyprowadziłeś ? - zapytała spokojnie nie zawracając sobie głowy żadnym grzecznościowym zwrotem. 
- Nie powiem, żeby cieszyła mnie twoja obecność tutaj - przyznał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy - Ale nie mam zbyt wielkiego wyboru ... 
- Możesz przejść do sedna ? Nie mam ochoty siedzieć tutaj do jutra - przerwała mu. 
 Czarnowłosy spojrzał na nią zimno. 
- Słuchaj i nie przerywaj - warknął - Albus'owi i Minervie niezbyt podoba się pomysł twojego szlabanu z Umbridge. Znając twój temperament zrobisz lub powiesz coś, czego wszyscy potem pożałujemy. 
- Dzięki za wiarę. To doprawdy pocieszające - fuknęła. 
- Nie ma za co - uśmiechnął się kpiąco i kontynuował zanim zdążyła się odszczeknąć - Uznali, że lepiej będzie jeśli zamiast tego szlabanu mi pomożesz. 
- Nie mam szlabanu ? - zapytała zdezorientowana. Nie wiedziała, że można je cofnąć. 
- Nie udawaj głupszej niż wyglądasz - mruknął - Przecież powiedziałem, że zamiast szlabanu masz mi pomagać.
- A twój szlaban ? - zapytała, żeby się upewnić. 
- Nadal aktualny. Nie licz na moją dobroduszność, dziewczyno.
- Żebym mogła na to liczyć, musiałbyś mieć tę duszę - prychnęła. 
 Zastygł. Przez chwilę wyglądał jak posąg. Jego aura przybrała lodowato-niebieską barwę. Jego wściekłość była niemal wyczuwalna w powietrzu. Milczał. Katrina również. Czekała na jego wybuch. Severus wciągną powietrze z głośnym świstem. Zaciśnięte zęby pokazywały, jak bardzo starał się opanować. 
- Nie zamierzam z tobą dyskutować - oznajmił spokojnie - Tak czy inaczej nie pozbędę się ciebie, puki nie zrobimy tego, co powinniśmy. 
- Możesz mnie w końcu oświecić ? - ponagliła go. 
- Voldemort powierzył mi misję - zaczął - Nie mogę pójść sam. Nie jesteśmy pewni, co konkretnie mam mu przynieść ... 
- Jak to nie wiesz ? - przerwała mu. 
- Nie wiem - powtórzył - Mam znaleźć kryptę w Zakazanym Lesie. Jest w niej coś, co Voldemort obsesyjnie chce zdobyć. Albus uznał, że nie powinienem iść w pojedynkę. Nawet on nie wie, co może tam być. Uznałem, że najlepiej zabrać ciebie. 
- Dlaczego ? - zapytała podejrzliwie. Nie chciała wchodzić do jego umysłu. Nie miała na to siły. 
- Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że jesteś bardzo dobrą czarownicą, ale z drugiej mam nadzieję, że coś cię po drodze pożre - przyznał. 
- Nie masz na co liczyć - uśmiechnęła się złośliwie - Moje anioły stróże na to nie pozwolą. 
- Że też jakiś anioł miałby ochotę ciebie pilnować - sarknął. 
- Zdziwiłbyś się - pomyślała o Sean'ie i Ike'u. Oni nigdy nie pozwoliliby, żeby coś jej się stało. Oczywiście gdyby o tym wiedzieli.
- Kiedy ruszamy ? - zapytała rozpromieniona. 
 Nie była tu długo, ale już miała dość tej nudy. Wizja wydostania się stąd, nawet w towarzystwie Snape'a i w poszukiwaniu czegoś dla Tom'a była dla niej bardzo kusząca. 
- Zaraz po ciszy nocnej, żeby żaden uczeń nie zorientował się, że coś jest nie tak - powiedział zdziwiony jej entuzjazmem. 
- Okej - zgodziła się bez protestów - To ja wracam do wieży. Gdzie się spotkamy ? 
- W Sali Wejściowej - tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim dziewczyna wyprysnęła z jego gabinetu. 
 Kiedy Katrina wchodziła do wieży Gryffindor'u, jej oczy niemal świeciły z podniecenia. Nie miała ochoty spędzić kolejnego wieczory nudząc się, albo użerając z Ron'em. Zobaczyła przyjaciół rozpartych na kanapie przed kominkiem. Ron siedział koło Harry'ego i rozmawiali cicho. Katrina uśmiechnęła się na ten widok. Nie chcąc im przeszkadzać przekradła się niezauważona do dormitorium. Odłożyła książki i usiadła na łóżku. Obok natychmiast znalazła się Avada łasząc się do jej boku. Dziewczyna podrapała ją za uchem, a kotka zamruczała zadowolona. 
- Nareszcie coś się dzieje - powiedziała do niej Katrina układając się na pościeli i zapadając w sen. 

                                                                            ***

                                       ( Godzinę wcześniej, tuż po lekcji Zielarstwa ) 

 Harry opuścił szklarnię razem z Hermioną. Zastanawiał się, gdzie może być Katrina. Martwił się o nią przez całą godzinę. Zaczynał żałować, że nie pozwolił Hermionie jej znaleźć. Przynajmniej miałby pewność, żę wszystko jest w porządku. Dochodzili już do Sali Wejściowej kiedy usłyszał za sobą głos Ron'a : 
- Harry ... możemy porozmawiać ? - zapytał z wahaniem. 
- Jasne - odpowiedział Harry, żegnając się z Hermioną, która uśmiechnęła się do niego i poszła z resztą uczniów do szkoły. 
 Usiedli z Ron'em pod drzewem, tuż obok jeziorka. Brunet czekał, aż przyjaciel się odezwie. 
- Przepraszam - powiedział w końcu Weasley ze wzrokiem wbitym w ziemię - Nie wiem, dlaczego zachowywałem się tak głupio. Może to przez zazdrość. 
- Jaką zazdrość ? - zdziwił się Harry. 
- O Katrinę - przyznał rudzielec - Widziałem jak na nią patrzyłeś, jak zachowywałeś się w jej obecności ... Czułem się tak, jakby ona była dla ciebie kimś najważniejszym. Od pierwszego roku byliśmy tylko my ; ty, ja i Hermiona. Kiedy Ona się pojawiła czułem, jakby to wszystko miało się rozsypać. Kazałem ci wybierać między nami. Chciałem mieć pewność, że nasza przyjaźń jest dla ciebie najważniejsza. A kiedy zobaczyłem jak się wahasz ... poczułem się, jakby ktoś dał mi w twarz. Ona odbierała mi przyjaciela, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Ale ona wcale nie chciała niczego niszczyć. 
- Co sprawiło, że to zrozumiałeś ? - Harry poczuł nadzieję. Nadzieję, że wszystko wróci do normy. 
- Słyszałem waszą rozmowę ... Wtedy w Wielkiej Sali. Wcale nie chciała, żebyś między nami wybierał, tylko żebyśmy się pogodzili. Nie chciała zająć mojego miejsca tylko znaleźć swoje. Żałuję tego, co jej powiedziałem. Muszę ją przeprosić, ale najpierw chciałem ci o tym powiedzieć.
- Cieszę się - uśmiechnął się Harry - Coraz gorzej było mi to wytrzymać.
- Mi też. Brakowało mi ciebie - powiedział Ron obejmując przyjaciela. 
 Brunet odwzajemnił uścisk ciesząc się, że wszystko jest jak dawniej. 
- A gdzie jest Katrina ? - zapytał Ron kiedy wracali już do szkoły. 
- Nie mam pojęcia - przyznał Harry - Zaraz po Wróżbiarstwie zniknęła. 
- Poczekajmy na nią w wieży - zaproponował rudzielec. 
- Dobrze - zgodził się Potter wspinając po schodach. 
 W pokoju wspólnym czekała na nich Hermiona. Widząc uśmiechy na ich twarzach ucieszona objęła ich. 
- Dobrze, że się pogodziliście - powiedziała zadowolona. 
- My też - zaśmiali się i nawet tona prac domowych nie zepsuła im humoru. 
 A Katriny jak nie było tak nie było. 
_______________________________________________________________

 Dość krótko. Mam nadzieję, że kolejna część nie będzie dla was rozczarowaniem. Sama nie oceniam "na chłodno" swoich prac więc nie powiem wam jaka jest moim zdaniem. Liczę na wasze opinie. 
 Pozdrawiam :)
P.S. Dedykuję wszystkim , którzy zostali.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 17

Dodaję rozdział tak jak obiecałam. Udało mi się :) Dzisiaj nie nudzę, bo nie mam czasu. 

Dedykacje dla : 
- Łukasza,
- Mlodej,
- Ann,
- Paulineee,
- Zagubionej w Smutku,
- Zuzie,
- Dagmarze - miło mi :)
- Krzyśkowi - pamiętaj o zasadzie ! ;P

Tyle wstępu. Nie opisuję dedyków, tylko dla Dagmary, która jest nowa przy komentach. Zapraszam na rozdział. 



 W pokoju wspólnym siedziała połowa Gryffindoru. Przy jednym ze stolików siedzieli Ron, Hermiona i Ginny. 
- Chyba pójdę do siebie - oznajmiła Harry'emu Katrina. 
- Nie chcesz zostać ? - zapytał zdziwiony. 
- Jakoś nie mam ochoty. Muszę pomyśleć - przyznała kierując się w stronę dormitorium dziewcząt. 
- To do jutra - pożegnał ją brunet z ciepłym uśmiechem. 
- Do jutra, Harry - wyszeptała i odeszła. 
 Siedząc na łóżku spoglądała przez okno. Tuż obok siedziała Avada patrząc na swoją właścicielkę jakby zmartwionym wzrokiem. 
- Wiesz mała, życie jest skomplikowane. A moje jest po prostu nienormalne - zaśmiała się. 
 Nie mając nic do roboty przebrała się i położyła do łóżka. Jednak sen nie przychodził. Przed oczami dziewczyny wciąż majaczył czerwony blask. 
                                                                               ***
- Znalazłeś ją ? - zapytała Hermiona kiedy tylko Harry zbliżył się do przyjaciół. 
- Tak, nie martw się - uspokoił ją Harry.
- Czy ja o czymś nie wiem ? - zdziwiła się Ginny patrząc na nich pytająco. 
- Zapytaj swojego brata - zaproponowała przyjaciółka patrząc z wyrzutem na rudzielca. 
- Czego ode mnie chcesz ? Nie moja wina, że jest przewrażliwiona - bronił się.
- Nie jest przewrażliwiona, ale powinieneś czasem zastanowić się co mówisz - parsknęła. 
- Co się stało ? - dopytywała się młodsza dziewczyna. 
- Nic. Twój brat jest tak delikatny jak słoń w składzie porcelany - fuknęła Hermiona. 
- Dzięki wielkie - warknął - Zamierzasz się kłócić o kogoś kogo wcale nie znasz ? 
- A jakie ma znaczenie czy ją znam czy nie ? - prychnęła zdenerwowana. 
- Takie, że znamy się od kilku lat. Jesteśmy przyjaciółmi. Ona jest intruzem w naszym życiu, intruzem. Chcesz wszystko zniszczyć dla jakiejś dziewczyny ? - spojrzał na nią urażony i wściekły. 
- Ona nie musi, ale ja to zrobię jeśli nie zmienisz swojego stanowiska - ostrzegł go Harry.
 Wszyscy spojrzeli na niego zszokowani. 
- Co ty powiedziałeś ? - wykrztusił przyjaciel. 
- To co słyszałeś. Oceniłeś ją nawet nie wiedząc jaka jest. Nie powinieneś był jej skreślić tak od razu - pokręcił głową - Katrina nie jest taka jak ją widzisz. I puki tego nie zrozumiesz, nie wiem jak to będzie. 
- Mówisz poważnie ? - oczy Rona zaszły mgłą ; miał morderczą minę - Znamy się od początku szkoły. Myślałem, że jesteśmy braćmi. A ty ... ty to tak po prostu zaprzepaścisz z powodu jakiejś małej idiotki, która wprosiła się w nasze życie i przyjaźń ? 
- Też myślałem, że jesteśmy braćmi. Ale byłem przekonany, że nie oceniasz ludzi na podstawie ich powierzchowności. Bo właśnie tak robi Malfoy. Myślałem, że jesteś inny - głos Harry'ego posmutniał ; zapomniał zupełnie, że dookoła są inni uczniowie i nieświadomie podniósł głos - Jeśli nie zmienisz swojego podejścia, nie mamy o czym rozmawiać - wstał i wyszedł żegnając krótko oszołomione dziewczyny. 
 Wrócił do swojego dormitorium i opadł na łóżko. Nie czuł się dobrze po kłótni z Ronem, ale nie miał innego wyjścia. Nie chciał wybierać, ale Katina była dla niego kimś ważnym i nieświadomie stała się kimś, kogo Harry stawiał ponad innych. Wyczerpany natłokiem myśli położył się i natychmiast zasnął. 
                                                                              *** 
 Draco Malfoy chodził po pokoju wspólnym Ślizgonów jak zwierze zamknięte w klatce. Wydeptał własną ścieżkę na szmaragdowo-zielonym dywanie. 
- Opanuj się - mrukną Blaise ze swojego miejsca na kanapie. 
 W pomieszczeniu byli tylko oni. Uczniowie widząc rozsierdzonego blondyna ulotnili się w ciągu sekundy. 
- Nie mów mi co mam robić - warknął Draco do swojego jedynego przyjaciela. 
- Czym ty się przejmujesz ? Przecież to tylko jedna dziewczyna. A w szkole są ich setki. Na co ci dziewczyna Potter'a ? To bez sensu - ciemnoskóry chłopak pokręcił głową. 
- Nie wiem, dlaczego ona, jasne ? - syknął młody Malfoy - I nie mam pojęcia co teraz robić. Potrzebuję rady.
- Mojej ? Ja bym znalazł jakąś ładną dziewczynę, zrobił swoje i byłoby po wszystkim. Angażowanie się w romans z Gryfonką nie ma sensu - uprzedził go. 
- Nie chcę mieć z nią romansu ! - huknął.
- Okej, okej. Nie unoś się tak - uspokajał przyjaciela Zabini - Mówię to co myślę. I co widzę.
- Więc jesteś ślepy - prychnął Draco - Nic nie ma i nic nie będzie. 
- Twoja sprawa - poddał się Blaise - Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. Dobranoc - wyszedł. 
 Młody Malfoy został sam ze swoimi myślami. Nie chciał mieć romansu z Gryfonką, obrończynią uciśnionych szlam, tego był pewien. Ale jeśli tak, to czego właściwie chciał ? Tego nie wiedział. Wściekły na siebie rozejrzał się dookoła. Do pokoju wspólnego Ślizgonów weszła właśnie jakaś dziewczyna. Nie była piękna, ale natura obdarzyła ją dość hojnie. Postanowił skorzystać z rady przyjaciela. Doskonale wiedział, że dziewczyna jest wstanie zrobić wszystko za choćby godzinę jego uwagi. Jeśli na prawdę chodziło tylko o sex to wolał, żeby zaspokoiła go Ślizgonka, a nie dziewczyna Potter'a. Nawet jeśli to byłaby idealna zemsta. Szybko wygrzebał z pamięci jej imię.
- Eeee ... Marie - przywołał ją. 
 Dziewczyna drgnęła. Odwróciła się w jego stronę, a jej krótkie, czarne loczki zakołysały się. Widząc go jej piwne oczy rozszerzyły się z szoku. Podeszła powoli z bardzo niezdecydowaną miną. 
- Tak, Draco ? - wydukała szóstoklasistka. 
- Masz teraz jakieś plany ? - zapytał wiedząc, że doskonale go zrozumie. 
 Marie zawahała się.
- Raczej nie - wyszeptała cicho.
- Chodź - polecił ciągnąc ją do jakiegoś odosobnionego pomieszczenia. 
 Nie stawiała oporu. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi zabrał się do rzeczy. Nie chciał zrobić jej krzywdy. Jego ojciec chrzestny, Severus Snape, zdążył już wtłuc mu do głowy szacunek do kobiet. Będąc z tą dziewczyną nie czuł niczego. Kiedy skończył, zrobił coś co bynajmniej nie leżało w jego naturze - przeprosił ją. Wykorzystał jej ciało i upokorzył ją. Nie był z tego dumny, ale było za późno. Zostawił ją samą i wrócił do swojego dormitorium. Opadł na łóżko nie wiedząc co myśleć. 
                          ***
 Kiedy Katrina obudziła się następnego ranka, była 7.00. Po raz pierwszy od kilku dni czuła się wyspana. Szybko ubrała się i zabierając książki zeszła do pokoju wspólnego. Na kanapie przed kominkiem siedzieli bliźniaki Weasley. Z pochylonymi głowami szeptali do siebie gorączkowo jakby obawiając się, że ktoś ich przyłapie. Cicho zaszła ich od tyłu i przybierając ton profesor McGonnagal odezwała się chłodno. 
- Mam was. 
 Chłopcy podskoczyli z przerażania odwracając się błyskawicznie. Widząc trzęsącą się ze śmiechu brunetkę zaczerwienili się ze wściekłości.
- Zwariowałaś ? - syknął George - Myśleliśmy, że to serio McGonnagal. 
- Wasze miny były tego warte - wyznała chichocząc.
- Tak cię to śmieszy ? - mruknął.
- Chyba powinniśmy pokazać jej jak kończą ci którzy z nami zaczynają - zaproponował Fred ze złowieszczym uśmiechem. 
- Chyba powinniśmy - przytaknął George stając za brunetką. 
 Nagle bez ostrzeżenia rzucili się na nią. Musiała siłą woli powstrzymać mechanizm obronny, który wyrobiła sobie podczas długoletniego pobytu u Voldemorta. Ale to byli jej przyjaciele. Chłopcy zaczęli łaskotać ją dosłownie wszędzie. Dziewczyna mimowolnie wybuchnęła głośnym śmiechem. 
- Masz dość ? - zapytał Fred kilka minut później. 
- Nie poddam się - wydusiła delikatnie starając się uwolnić.
 W takiej właśnie pozycji, Fred i George leżący na Katrinie, zastali ich Harry, Ron i Hermiona. Harry widząc to wszystko zaczął się śmiać. Zawtórowała mu Hermiona patrząc z politowaniem na całą trójkę. Ron stał z tyłu patrząc na braci morderczym wzrokiem. Poczuł się autentycznie zdradzony. Ta dziewczyna zjawiła się niszcząc wszystko co miał. 
- Co tu się dzieje ? - usłyszeli rozbawiony głos.
 Ginny z torbą na ramieniu stanęła obok przyjaciół. Ron miał nadzieję, że chociaż siostra rozumie, że Katrina jest nieodpowiednim towarzystwem. Jednak ona zamiast go poprzeć znów miała przed oczami tylko czarnowłosą dziewczynę. 
- Pomóc ci, Trina ? - zapytała zwracając się do niej zdrobnieniem jakby chciała go jeszcze bardziej zdenerwować. 
- Nie - odpowiedziała tamta wygrzebując się z pod ciał chłopaków - Chyba się zmęczyli. 
 Fred podniósł się i pomógł wstać bratu. 
- Przeszło wam ? - zapytała Katrina spokojnie. 
 George zaśmiał się. 
- Ty pierwsza nie błagałaś o litość. Jestem pod wrażeniem - przyznał.
- Ja też. Jesteś wolna - ogłosił Fred składając przed nią żartobliwy ukłon - Przejdziemy się po lekcjach ? - zapytał niespodziewanie. 
 Wszyscy spojrzeli na niego zszokowani. Katrina jak zwykle niewzruszona odpowiedziała obojętnie. 
- Nie mogę, mam szlaban. 
- Szlaban ? Po pierwszym dniu ? Pobiłaś nasz rekord ! - zawołał George. 
- U kogo ? - zainteresował się Fred. 
- U naszej UKOCHANEJ profesor Umbridge - zironizowała głosem przypominającym przesłodzoną wersję wspomnianej nauczycielki. 
- Współczuję - mruknął George - Jak mieliśmy wczoraj lekcje, to myślałem, że zwariuję. 
- Okropna baba - poparł brata bliźniak. 
- Sama sobie wypracowałam ten szlaban. Wygłaszając opinię - prychnęła.
- Co powiedziałaś ? - zaśmiał się Fred.
- Obraziłam Ministerstwo Magii - zamyśliła się - I chyba o to się wkurzyła. 
 Bliźniacy zaczęli się śmiać. 
- Ministerstwo ? Przecież to banda idiotów - wydusił George. 
- To samo jej powiedziałam - Katrina wzruszyła ramionami - Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodna. Do zobaczenia, chłopaki - pożegnała ich wychodząc z pomieszczenia. 
 Harry spojrzał na Ron'a który stał z tyłu. Przyjaciel miał ponurą minę. Potter z westchnieniem podszedł do niego. 
- Co ? Zostawiłeś swoją księżniczkę ? - fuknął rudzielec na przyjaciela. 
- Chciałem zapytać, czy zmieniłeś zdanie, ale to chyba nie ma sensu - przyznał brunet i odszedł w ślad za Katriną. 
 Bliźniacy spojrzeli to na jednego, to na drugiego z kompletnie zdezorientowanymi minami. 
- Co im się stało ? - zdziwił się Fred. 
- Katrina Fox się stała - warknął Ron wychodząc. 
- A może wy to wyjaśnicie - George spojrzał na pozostałe w pokoju dziewczyny. 
- Ron nie pała sympatią do Katriny. Wczoraj się pokłócili. Harry ją lubi i nie chce pozwolić, żeby Ron ją obrażał. Postawił ultimatum, albo Ron zmieni swoje podejście do Katriny, albo nie mają o czym rozmawiać. Ron chyba nadal obstaje przy swoim - westchnęła Hermiona. 
- Oo im chyba nie wyjdzie na dobre - zmartwiła się Ginny - Ale nie mam pojęcia co Ron ma do Triny - przyznała. 
- Ja też nie, Ginny - wymamrotała szatynka - Chodźmy, bo nie zdążymy zjeść - pogoniła ją jednocześnie żegnając bliźniaków Weasley krótkim " Cześć ". 

 Katrina siedziała w Wielkiej Sali w zamyśleniu oglądając swój plan. Jako pierwsze były zaklęcia. Lubiła profesora Flitwick'a i nie zamierzała robić mu w brew. Z kolejnymi zajęciami było gorzej, bo nie miała zbyt wielkiej ochoty na spotkanie ze Snapem, w dodatku w sali pełnej Ślizgonów. Reszta nie miała dla niej wielkiego znaczenia. Jedyna lekcja jaka ją zaciekawiło to Wróżbiarstwo. Kątem oka zauważyła, że ktoś siada obok. Widząc Harry'ego, mimo woli uśmiechnęła się promiennie. Chłopak odwzajemnił gest jednak w jego oczach widziała cień smutku. 
- Co się stało ? - zapytała.
- Nic - wymamrotał nakładając sobie śniadanie. 
- Chodzi o Ron'a ? - nie musiała czytać w myślach, żeby wiedzieć jak Harry cierpi. 
 Pokłócił się z Ron'em przez nią. 
- To bez znaczenia - starał się powiedzieć to stanowczo, ale niezbyt mu to wyszło. 
- Tak nie może być, Harry - starała się do niego dotrzeć - To moja wina, a wcale mi się to nie podoba. Jesteście przyjaciółmi i nimi zostaniecie. Nie możesz z tym skończyć. Potrzebujecie siebie nawzajem. 
- Ty też jesteś moją przyjaciółką - przypomniał jej wczorajszą rozmowę - Nie chcę się z nim kłócić, ale nie chcę też, żeby ciebie obrażał. 
- Nie zostałam obrażona. Nie zniszczysz tego tylko dlatego, że pojawiłam się ja. Potrafię sobie radzić - mówiła - Ale ty musisz zrozumieć, że my wcale nie musimy być przyjaciółmi. Możemy siebie nienawidzić, ale to nie powinno zmienić twojego stosunku do żadnego z nas. 
- Czyli co ? - mruknął nareszcie na nią patrząc. 
- Czyli idź do niego i porozmawiajcie. Nie denerwuj się, tylko spróbuj go zrozumieć i wyjaśnić swój punkt widzenia - zaproponowała.
- Chyba masz rację - przyznał - Skąd ci to przyszło do głowy ? 
- A co ty myślisz ? Że ja i Ike od razu byliśmy przyjaciółmi ? Och, nie. Mieszaliśmy się z błotem puki nie zrozumieliśmy, że to jest bez sensu. Mieliśmy tego samego przyjaciela i doskonale wiedzieliśmy, że on nie będzie wybierał. Nauczyliśmy się ze sobą żyć, a potem zrozumieliśmy, że my również zostaliśmy przyjaciółmi nawet o tym nie wiedząc. 
- Ike to jeden z " chłopaków " ? - zapytał Harry. 
- Dokładnie - uśmiechnęła się - Porozmawiajcie.
- Dzięki - powiedział i uścisnął ją przyjaźnie. 
- Koniec tych czułości ! - zawołała Hermiona - Za chwilę lekcje. 
- Jakie czułości ? - oburzył się Harry. 
- Właśnie -poparła go brunetka - Myśmy właśnie omawiali wesele ! - dodała. 
- Serio ? I do czego doszliście ? - zachichotała Ginny. 
- Że wiele jeszcze musimy wymyślić. Ona chce na powietrzu, ja w sali. Lista gości też jest do sortu ... - wyliczał.
- Dobra, skończ - uciszyła go szatynka - Rozumiemy. 
 Zjedli śniadanie śmiejąc się wesoło. Ron nie pokazał się aż do rozpoczęcia pierwszej lekcji. Na zaklęciach chłopcy siedzieli razem, jednak nie zamienili ani słowa. Ron odwracał głowę unikając wzroku przyjaciela. Godzina zleciała w mgnieniu oka i czekała ich wolna godzina. Hermiona miała teraz Mugoloznawstwo więc rozstali pod klasą. Katrina posłała zdenerwowanemu Harry'emu pokrzepiający uśmiech wskazując na oddalającego się Ron'a. Chłopak kiwnął głową i posyłając jej wdzięczne spojrzenie ruszył za rudzielcem. W tej samej chwili do brunetki podeszła Minerva. 
- Katrino, musimy porozmawiać - powiedziała spokojnie. 
 Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła za nauczycielką do jej gabinetu.
                                                                                 *** 
 Harry znalazł przyjaciela w pokoju wspólnym. Weasley siedział sam na fotelu gapiąc się bezmyślnie w ogień. 
- Ron ? - odezwał się niepewnie brunet. 
- Czego chcesz ? Czyżby Katrina się tobą znudziła ? - warknął. 
- Nie. Chcę z tobą porozmawiać. Na spokojnie - podkreślił. 
- Niby o czym ? Dokonałeś wyboru. Twój stary przyjaciel się nie liczy - wyrzucił z siebie rudy chłopak. 
- Nie wybrałem. Rozumiem, że mogłeś tak pomyśleć, ale to nie jest prawda. Po prostu chciałem zmusić cię, żebyś ją zaakceptował. Ale wiem, że tak się nie da. Jesteś moim przyjacielem, ale Katrina tez jest moją przyjaciółką ... 
- Wszędzie ona. Nie możesz bez niej żyć - powiedział z goryczą przyjaciel. 
- Oboje jesteście moimi przyjaciółmi, Nie chcę wybierać między wami. I nie wybiorę. Jeśli twoja niechęć do niej jest silniejsza niż nasza przyjaźń, to przykro mi. Bo tylko od was zależy jak to będzie wyglądać. A już na pewno od ciebie. Katrina nie ma nic przeciwko. Tak naprawdę nie wiem dlaczego tak jej nie lubisz. I chyba tego nie zrozumiem - dokończył cicho i wyszedł zostawiając Ron'a samego ze swoimi myślami. 
                                                                               ***
 Katrina siedziała w niewielkim gabinecie Minervy. Czekała aż nauczycielka rozpocznie rozmowę. Sama doskonale wiedziała o co chodzi.
- Jest drugi dzień szkoły, a ty zdążyłaś zarobić już dwa szlabany - zaczęła zmęczonym głosem - Boję się myśleć co będzie dalej. 
- Napewno nie wylecę - uspokoiła ją - Zaczynam się dobrze bawić. 
- I dlatego nie wylecisz ? Bo chcesz się bawić ? - czarownica spojrzała na nią jak na wariatkę. 
- Mniej więcej - przyznała - Nie zamierzam przeginać. Ja tylko walczę o to, co uważam za słuszne. 
- Ja cię rozumiem, ale ... 
- Nie spodziewała się pani czegoś takiego po pupilku Voldemorta, prawda ? - sarknęła. 
- Nie to chciałam powiedzieć. I wiesz o tym - zganiła ją kobieta.
- Jak pani chce - wzruszyła ramionami Katrina - Powiedziałam, nie zamierzam wylecieć. I tylko to się liczy, nie ? 
- Nie. Postaraj się nie rozrabiać ... bardziej niż do tej pory - zawahała się. 
- Jasne ... mogę już iść ? - zapytała z nadzieją. 
 Nauczycielka otworzyła usta chcąc coś powiedzieć jednak po chwili zrezygnowała zwieszając bezradnie ręce. 
- Możesz, ale postaraj się nie zarobić więcej szlabanów - poprosiła.
 Katrina bez słowa opuściła pomieszczenie. Wolnym krokiem ruszyła przez korytarze. Za 15 minut zaczynała się lekcja. Droga do lochów zajęła jej 5 minut więc przez kolejne 10 nie miała co robić. Usiadła w kącie bezmyślnie grzebiąc w torbie. Z nudów wyjęła książkę do eliksirów przeglądając różne przepisy. Nim się spostrzegła korytarz wypełnił się uczniami. Wstała dołączając do Hermiony. 
- Czego chciała od ciebie McGonnal ? - zapytała natychmiast szatynka. 
- Żebym nie przesadzała ze szlabanami - wyjaśniła. 
 Nagle tuż obok nich pojawił się Harry.
- Szukałem cię - powiedział do czarnowłosej przyjaciółki odciągając ją na bok - Rozmawiałem z Ron'em. 
- I co ? - zaciekawiła się. 
- Nie wiem. Mam nadzieję, że jakoś się to naprawi. Nie chcę stracić przyjaciela, ale ciebie też nie - przyznał. 
- Będzie dobrze - pocieszyła go. 
 Zanim zdążył odpowiedzieć, tuż za ich plecami rozległ się głos Snape'a.
- Koniec romansów. Zaczęła się lekcja - warknął. 
 Szybko weszli do klasy zajmując swoje miejsca. Katrina opanowła złość i skupiła się na temacie lekcji. A raczej na eliksirze do zrobienia. Profesor nie zaszczycił ich ani jednym słowem. 
Eliksir Euforii
Składniki : 
- Mięta
- Pancerzyki chitynowe
- Sok z cytryny
- Figi Abisyńskie
 Przez kolejną godzinę wszyscy prawowali w kompletnej ciszy. Snape zatopiony w lekturze jakiejś księgi nie zwracał na nich uwagi. Kiedy lekcja dobiegła końca oddali próbki, nauczyciel odezwał się : 
- Na następną lekcję esej na temat Eliksiru Wielosokowego. 
 Nadeszła kolej na Wróżbiarstwo. Przyjaciele nie mieli zbyt szczęśliwych min. Ron stał obok patrząc na nich, jednak nie podszedł. Po chwili z klapy na suficie wysunęła się drabinka. Lekcja się rozpoczęła.
_______________________________________________________________________

I to by było na tyle. Nie wiem jak wyszedł. Zakończenie raczej nie jest mistrzowskie, ale teraz pisałam i się spieszyłam. Proszę o szczere komentarze. Jak zawsze. Pozdrawiam was !!!