poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział 11

Hej hej. Rozdział w poniedziałek tak jak obiecałam. 
Trochę powoli to szło bo frytki wpierniczam, ale co tam. Ważne, że jest. 
Tak więc nadszedł czas na dedykacje : 
- dla Cherry , 
- dla Krzyśka , 
- dla Mlodej , 
- dla Paulineee , 
- dla Zuzy 
- dla Łukasza - jak zawsze chociaż nie chce czytać

I dla całej reszty. Dziękuję, że jesteście. 

 A teraz rozdział. Lojalnie uprzedzam, że pisałam go godzinę w niedzielę i jakoś godzinę teraz, bo nie miałam prawie dostępu do kompa. Mam nadzieję, że pomimo tego będziecie zadowoleni. ;**




 Kiedy pojawiły się przed Norą w kuchni paliło się światło.
- Nie ruszaj się stąd - rozkazała kobiecie - Kiedy wrócę i cię nie będzie, znajdę cię i wydam Voldemortowi, zrozumiałaś ? - zapytała. 
 Ruda pokiwała głową rozglądając się dookoła. Katrina szybko ruszyła w stronę domu. Na jej szczęście w kuchni była tylko Molly. Zastukała cicho w szybę. Kobieta uniosła wzrok znad stołu. Widząc gościa zastygła w bezruchu. Katrina zdała sobie sprawę, że nie jest sobą. Westchnęła i przywróciła sobie naturalną postać. Wzrok Molly złagodniał. Z delikatnym uśmiechem zaprosiła ją gestem do środka. Dziewczyna pokręciła głową wskazując na podwórze. Zaintrygowana kobieta wyszła z domu i stanęła naprzeciw nastolatki.
- Coś się stało ? - zapytała zatroskana. 
 Brunetka bez słowa wskazała samotną postać stojącą w cieniu. Pani Weasley bezskutecznie starała się przejrzeć mrok jednak bezskutecznie. 
- Kto to jest ? - zapytała w końcu przerywając starania. 
- To jest ... ech, zaraz się dowiesz. Muszę spotkać się z profesorem Dumbledorem - wyjaśniła. 
- Mogę go sprowadzić ... - zaczęła. 
- Nie trzeba. Snape się tym zajmie, ale muszę na niego tutaj zaczekać. Mogę ? To znaczy - możemy ? -  zapytała wskazując na stojący niedaleko cień.
- Oczywiście, że tak. Ale, nie rozumiem. O co tu chodzi ? 
- Za chwilę. Kiedy zjawi się tu profesor, powiem - mruknęła machnięciem ręki przywołując Jane. 
 Molly zmierzyła wzrokiem zbliżającą się postać. Widząc młodą kobietę uśmiechnęła się delikatnie. Jane natomiast wlepiła wzrok w śliczną brunetkę stojącą obok niskiej rudowłosej osoby zaczęła gorączkowo rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyny która ją tu sprowadziła. Widząc jej starania Katrina uśmiechnęła się kpiąco. 
- Zgubiłaś kogoś ? - zapytała chłodno - Rusz się. Nie mam ochoty tu stać. 
Jane wytrzeszczyła oczy zdając sobie sprawę kim jest czarnowłosa. Molly spojrzała na na zdziwiona, ale nie odezwała się. Wprowadziła nowo przybyłe do kuchni sadzając przy stole i częstując kanapkami. Po chwili w kominku błysnął szmaragdowo-zielony płomień. Wynurzył się z niego nie kto inny jak sam Albus. Spojrzał po obecnych w pomieszczeniu kobietach. Jego wzrok przyciągnęła na chwilę nowa twarz jednak nie poświęcił jej zbyt wiele czasu skupiając się na Katrinie. Dziewczyna jak zwykle rozulźniona nie zwracała uwagi na otoczenie. Miała zamyślony wyraz twarzy jakby duchem była daleko od kuchni Weasley'ów. 
- Moja droga ... - odezwał się cicho. 
 Dziewczyna natychmiast oprzytomniała. Spojrzała na niego bystrymi, jasno-zielonymi oczami. Oczami koloru śmiertelnego zaklęcia - Avada Kedavra. Oczami Harry'ego, podszepnęła mu podświadomość jednak od razu odrzucił tę myśl. Ona nie żyje, powtarzał sobie. Nie chciał pamiętać tamtego bólu jaki widział w oczach Lily i James'a tamtej strasznej nocy. Nocy, kiedy ich jedyna córka została porwana. Otrząsnął się z zadumy. 
- O co chodzi ? Severus powiedział mi ... ale to chyba niemożliwe. Nie zdradziłabyś nas - powiedział. 
- Nie zdradziłam. Za to mamy pewien kłopot. Jak zawsze - westchnęła i wskazała na swoją towarzyszkę - To ona. 
 Albus spojrzał na rudą kobietę, a potem znów skierował pytający wzrok na dziewczynę. 
- To ona jest naszym problemem - wyjaśniła - Jest młoda, głupia i niedoświadczona. Najpierw działa, a dopiero potem myśli jeśli w ogóle się to zdarzy - nie zwróciła uwagi na Jane, która warknęła coś patrząc na nią wściekle - Aha. I jeszcze została mi przydzielona. 
- Przydzielona do czego ? - zdziwiła się Molly.
- Przydzielona jako eskorta. Na czas moich " wakacji " - nakreśliła w powietrzu cudzysłów. 
- Jest śmierciożercą ? - gospodyni zatkała usta dłońmi. 
 Znużona brunetka pokiwała głową. 
- Tak, ale mam do powiedzenia coś zabawniejszego - ona jest szpiegiem. 
 Dumbledore zamilkł. Jednak nie na długo.
- Jest po naszej stronie ? - upewnił się. 
- Jest - przytaknęła - Ale jest też chodzącym nieszczęściem. Zawsze będzie dla mnie zagadką, jakim cudem dożyła do teraz. Słowo daję, jej oklumencja jest poniżej wszelkiej krytyki. Nie wiem jakim cudem inni jej nie przejrzeli. A zwłaszcza Tom. Myślałam, że staranniej wybiera podwładnych - prychnęła. 
- Przestań mnie w końcu obrażać, ty nadęty szczeniaku - warknęła Jane nie wytrzymując. 
- Nie przerywaj mi. Dzięki mnie nadal żyjesz. A poza tym, mam rację. Wiesz o tym - uciszyła ją. 
- Może i masz tę cholerną rację, ale nie masz prawa mnie obrażać - najeżyła się. 
- Schowaj pazurki - powiedziała tylko i znów spojrzała na dyrektora Hogwartu - Chodzi mi o to, że skoro i tak będzie miała wolne jako że wybiera się ze mną, pomyślałam, że Zakon mógłby ją nieco wyćwiczyć. Przyda się. Jeśli się przyłoży może wiele. Wiem o tym. Ale przede wszystkim musi umieć zamknąć swój umysł bo wszystko się wyda - dokończyła. 
- Chcesz, żebyśmy wprowadzili ją do Zakonu i uczyli ją wszystkiego po kolei ? - usłyszeli głos Severusa Snape'a. 
 Zebrani drgnęli. Nikt nie zauważył, kiedy zjawił się w pomieszczeniu. 
- Tak - odpowiedziała brunetka - I najlepiej, żebyś to Ty został jej nauczycielem - dodała - Twój umysł jest bezpieczny w każdej sytuacji. Ona musi to umieć. 
- Chyba żartujesz - parsknął - Przez 10 miesięcy w roku użeram się z różnymi idiotami, a ty chcesz jeszcze, żebym poświęcił resztę swojego czasu na uczenie osoby której poziom inteligenci ,jak sama stwierdziłaś, jest poniżej krytyki. 
- Nie powiedziałam, że nie jest inteligentna, tylko że jej oklumencja jest na samum dnie. Potrzebuje nauczyciela - poprawiła go brunetka. 
- To znaczy mnie ? - zakpił. 
- Właśnie Ciebie - podkreśliła ostatnie słowo - Najlepiej sobie poradzisz. Pomimo twojego ... nieco szorstkiego obycia - dokończyła z drwiącym uśmiechem. 
 Snape spojrzał na nią wściekle. 
- Jaką masz pewność, że jest po naszej stronie ? Że nie zdradzi ? 
- Taka samą jak do ciebie - zaatakowała - Jaką My mamy pewność, że nas nie zdradzisz ? Mamy tylko twoje słowa. Nic więcej. 
- Doprawdy ? A ty ?  Najpierw patrz na siebie, a dopiero potem na innych - zacytował ją - Twoja sytuacja jest taka jak moja. Może sprawdzimy, co kryje się w twojej głowie. Czy rzeczywiście można ci zaufać tak jak zrobiła to reszta - wyszarpnął z szaty różdżkę - Legilimes. 
 Nastolatka poczuła napór na barierę osłaniającą umysł. Była wściekła. Nikt nie miał prawa tak jej traktować. I on powinien był to wiedzieć. Odepchnęła od siebie zaklęcie z ogromną siłą. Severus powalony ogromem mocy odleciał w tył uderzając w ścianę dwa metry dalej. Przez chwilę leżał w bezruchu. Brunetka podeszła do niego. Kucnęła obok jego głowy. 
- Nigdy więcej nie waż się tego zrobić - wycedziła lodowato - Nie zależy mi na twoim zaufaniu. Nie zależy mi na niczym. Skończę to co zaczęłam. Zrobię wszystko, żebyś nie był w stanie zniszczyć mojej siostry - kiedy usłyszała jego cichy jęk uśmiechnęła się szyderczo - Och tak, wiem o czym myślałeś. Przede mną niczego nie ukryjesz. Nie wchodź mi w drogę, bo możesz tego pożałować. 
 Podniosła się i spojrzała na oniemiałych ludzi. 
- Omówcie wszystko. Kiedy podejmiecie decyzję, zawiadomcie mnie - ruszyła w stronę drzwi nie czekając na ich reakcję. 
 Kiedy odzyskali panowanie nad sobą dziewczyny już nie było. Severus oparł się o ścianę. Czując na sobie wzrok zgromadzonych pomimo dotkliwego bólu wstał natychmiast.
- Powodzenia - warknął swoim zwykłym tonem i zniknął w zielonych płomieniach kominka. 
 Molly i Albus zostali sami z całkowicie obcą sobie osobą. Cała trójka spojrzała po sobie. 
- No dobrze, zacznijmy od początku - odezwał się Dumbledore - Jak masz na imię ? 
                                                                        ***
 Było już po 22 kiedy nareszcie wróciła do domu. W pokoju zastała wściekłą Alannę i oczywiście nie obyło się bez kazania. Zmęczona nastolatka nie próbowała oponować. Poczekała aż siostra skończy i zaraz po jej wyjściu opadła na poduszki zasypiając. Ostatnie dni wykańczały ją bardziej niż te wszystkie lata spędzone u Toma. 
 Rano obudziła się z dotkliwym bólem głowy. Całą noc śniła o tajemniczej wizji jaka nawiedziła ją niedawno w domu Weasley'ów. Znów znajdowała się w pokoju o jasnych, brzoskwiniowych ścianach. Pamiętała twarz osoby która odebrała jej poczucie bezpieczeństwa i to ciepło które czuła będąc blisko chłopca leżącego tuż obok. Była przekona, że zna tę kobietę. Te złoto-blond włosy, błękitne oczy, te delikatne rysy. A jednak nie mogła sobie przypomnieć. Podniosła się powoli do pozycji siedzącej. Odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki i spojrzała w okno. Jej uwagę przykuła duża, ciemna sowa siedząca na parapecie. Katrina podeszła do niej i odwiązała od jej nóżki kopertę zaadresowaną do niej szmaragdowozielonym atramentem. Ptak natychmiast poderwał się do lotu i po chwili zniknął na horyzoncie. Zaciekawiona otworzyła kopertę. Niestety znalazła w niej tylko spis książek potrzebnych jej na piąty rok nauki. Koperta wysunęła się z pomiędzy jej palców. Kiedy podnosiła ją z wnętrza wypadła niewielka karteczka. Zdziwiona podniosła ją i przebiegła wzrokiem treść : 

 Droga Katrino, 
 biorąc pod uwagę to, że poraz pierwszy wybierasz się do szkoły powinniśmy przeprowadzić test sprawdzający twoje zdolności jednakże po wielu dyskusjach uznaliśmy, że nie byłabyś tak cenna dla Voldemorta nie posiadając wybitnych zdolności. Mamy nadzieję, że poradzisz sobie w nowym środowisku. Sytuacja w której się znalazłaś zazwyczaj określana jest jako podbramkowa, jednak zgadzamy się z Alanną, że wyjdzie ci to na dobre. 
 Expres do Hogwartu rusza o godzinie 1000 z peronu 93/4 na dworu Kings Kross w Londynie. Bilet załączony został do tego listu. 
 Twojej sowy oczekujemy do dnia 31 sierpnia.
      Z poważaniem, 
                             Minerva McGonnagal

- Test sprawdzający ? - zaśmiała się - Paradne. 
 Schowała list z powrotem do koperty i zeszła na dół. W kuchni zastała All z Prorokiem Codziennym. Siostra nie spojrzała na nią. Nadal była zła. Katrina nawet nie próbowała przerwać ciszy. Wolała poczekać. Zrobiła kilka tostów i wróciła na górę. Na parapecie jak zawsze siedziała Avada. Spojrzała swoimi inteligentnymi, zielonymi oczami na właścicielkę i po chwili usadowiła się na jej kolanach cicho mrucząc. 
- Co jest maleńka ? - zapytała kotę pieszczotliwie głaskając jej miękką sierść - Chcesz ? - dodała podsuwając kawałek pieczywa. 
 Kicia miauknęła przeciągle i porwała smakołyk. Brunetka zaśmiała się i szybko pochłonęła śniadanie. Wszędzie było cicho, jakby była zupełnie sama. Znudzona spojrzała na zegarek - 1216. Było wcześnie więc postanowiła się przewietrzyć. Wróciła do kuchni. Alanna nadal czytała gazetę. 
- Wychodzę - oznajmiła nastolatka - Wrócę wieczorem. 
 Siostra nadal zawzięcie ją ignorowała. Zielonooka westchnęła ciężko. Znów znalazła się w swoim pokoju. Zabrała listę podręczników i napisała do Alanny krótki liścik. Tak na wszelki wypadek. Szybko teleportowała się na ulicę Pokontną. Tłoczna ulica rozbrzmiewała gwarem rozmów i śmiechów. Znajomi witali się i żegnali. Nikt się nie spieszył. Przypomniała sobie ostatnią wizytę na tej ulicy. Stała się źródłem jej kłopotów. Nie zastanawiając się dłużej ruszyła na poszukiwanie potrzebnych przedmiotów. Wstąpiła do księgarni Esy i Floresy kupując wszystkie potrzebne podręczniki. Kiedy podeszła do lady z naręczem książek ujrzała niskiego człowieczka z pomarszczoną twarzą. Mężczyzna uśmiechał się do niej życzliwie i zaczął pakować wszystkie zakupy. 
- Ech, Hogwart - westchnął - To już twój piąty rok, skarbie ? - zapytał miło. 
- Wie pan, mam już piętnaście lat - uśmiechnęła się unikając konkretnej odpowiedzi. 
- Tak, tak. Jak ten czas szybko leci - przytaknął. 
- Nie widziałem cię tu wcześniej - zauważył nagle. 
- To prawda. Nie bywam tu często - wymamrotała zabierając pakunek - Do widzenia. 
- Do wiedzenia, do widzenia - pożegnał ją sprzedawca. 
 Dziewczyna zaklęciem zmniejszyła paczkę i schowała ją do kieszeni. Następnie odwiedziła jeszcze kila sklepów zakupując potrzebne rzeczy. Dwie godziny później, mając już wszystko zaczęła przechadzać się między ludźmi. Bezwiednie skręciła w boczną uliczkę. Na tej nie było prawie nikogo. Pojedynczy przechodnie spieszyli do głównej ulicy. Nastolatka spokojnym krokiem przemierzała labirynt zaułków i alejek nie mając przed sobą żadnego celu. Niedługo potem uznając, że wystarczająco długo przebywa poza domem teleportowała się z powrotem. Było po osiemnastej. Weszła do salonu. Na kanapie niespokojnie wpatrując się w zegar na kominku siedziała Alanna. Usłyszawszy trzaśnięcie drzwiami odwróciła się błyskawicznie. Jej oczy natychmiast spoczęły na siostrze, a widząc, ze jest cała i zdrowa odetchnęła z ulgą. 
- Mówiłam, że wychodzę - uprzedziła ją nastolatka. 
- Wiem, wiem - machnęła ręką - Chodź, ktoś do ciebie przyszedł - dodała. 
 Z kuchni wyłonił się wysoki blondyn. Chłopak spojrzał na nią roziskrzonymi błękitnymi oczami i uśmiechnął się szelmowsko. 
- Co tam, Katy ? Dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy - jego twarz przybrała poważny wyraz - Myślałem, że udało nam się ciebie wychować. 
- Mnie wychować ? - uniosła brwi - Chyba jeszcze bardziej zdemoralizować. I oto wyniki waszych starań - wszyscy cały czas prawią mi kazania - prychnęła. 
- Nie dziw się. Ta akcja kilka dni temu kiedy zniknęłaś na całą noc ...
- To nie była moja wina. Snape mnie tam zaciągnął - broniła się. 
- Wczoraj to samo - wyliczał. 
- Zostałam wezwana. Nie miałam czasu na myślenie o czymś tak błahym jak oznajmienie, że znowu wychodzę. To była bez znaczenia. A Alanna sama jest sobie winna bo to ona wpadła na ten kretyński pomysł ze szkołą. Musiałam jakoś wykręcić się od ciągłych wezwań. I wyszło na to, że wkopałam się jeszcze bardziej bo dostałam obstawę - warknęła. 
- Obstawę ? Śmierciożercy mają cię pilnować ? - zapytał zdumiony Sean. 
- Dokładnie jeden. Kobieta. Już się tym zajęłam - powiedział bez emocji. Czując na sobie przerażony wzrok bliskich dodała - Nie zabiłam jej. Jest ... testowana. 
 Nagle do salonu wpadł niewielki, szary puchacz. Dosłownie wpadł, bo zahaczył o parapet i wywijając w powietrzu koziołka runął na stolik. Katrina podeszła do ptaszka i podniosła go delikatnie sprawdzając czy nie zrobił sobie krzywdy. Sowa spojrzała na nią wielkimi oczami i podsunęła liścik przyczepiony do nóżki. Dziewczyna odwiązała wiadomość, napoiła zwierzątko i wystawiła za okno. Puchacz natychmiast wzbił się w powietrze i odleciał znikając za drzewami. Wiadomość zawierała tylko kilka zdań : 

  Droga Katrino, 
 Miałaś rację co do Jane.  Postanowiliśmy wprowadzić ją do Zakonu i uczynić ją jedną z nas. Co do przygotowania jej czeka nas jeszcze mnóstwo pracy. Nie jest przygotowana, nie ma doświadczenia. Jednak pomimo tego mamy nadzieję, że uda nam się wyprowadzić ją na prostą. W każdej chwili możesz wpaść zobaczyć jak sobie radzi. 
  Molly Weasley 

 Przeczytawszy treść schowała arkusik z powrotem do koperty. 
- Stało się coś ? - zapytała All. 
- Nie. Wszystko jest w porządku - uśmiechnęła się - Skończyliście już kazanie ? - zapytała z nadzieją. 
 Sean otworzył usta chcąc zaprzeczyć jednak zrezygnował. 
- Dobra. Koniec. Trzeba zająć się czymś ważniejszym. Potrzebujesz podręczników, przyborów ...
- Już wszystko mam - przerwała mu - Nudziłam się więc poszłam po zakupy. 
- No dobrze ... czyli jest okej ? - zapytał. 
- Jak zawsze - zgodziła się.
- Szkoła nie jest taka zła. Jestem pewien, że sobie poradzisz. Skoro ani mnie ani Isaac'a stamtąd nie wyrzucili to ty nie będziesz miała problemów - zapewnił.
- Oczywiście, bo ja jestem aniołem - zironizowała. 
- Nie będzie tak źle. A przy tym zawsze są jakieś rozrywki - wypady do Hogsmade, Ouiditch. Lekcje też nie są złe, chociaż to zależy od nauczycieli. Bo na przykład lekcje ze Snapem nigdy nie są kolorowe chyba, że jesteś ze Slytherinu. Oni są jego pupilkami. W końcu jest opiekunem ich domu. 
- Więc mam nowy cel - nie trafić do Slytherinu - zaśmiała się - Będę mogła go podenerwować. 
- Tak nie wolno - zaprotestowała Alanna.
- Jak : nie wolno ? To jest najlepsza zabawa - przyznał. 
 Starsza brunetka spojrzała na nich oburzona. 
 - Jesteście okropni - powiedziała i opuściła salon. 
 Przyjaciele nic sobie z tego nie robiąc śmiali się dalej. Katrina spojrzała na twarz Sean'a i przypomniała sobie tę dziwną wizję - dziecięcy pokój, ciemna postać i poczucie wielkiej straty. Patrząc teraz na chłopaka znów poczuła, że znała porywaczkę. Że odpowiedź ma tuż pod nosem. Starała się zrozumieć, jednak na próżno. Z westchnieniem wróciła do rzeczywistości. Przegadali pół nocy i tak jakoś się złożyło, że znaleźli się w pokoju nastolatki nadal żartując i śmiejąc się. Koniec końców zasnęli razem przykryci kocem i wtuleni w siebie nawzajem. 
______________________________________________________________

Rozdział jest jaki jest. Mam nadzieję, że nie zawiedliście się za bardzo. Postaram się poprawić i napisać coś ciekawszego. 

Pozdrawiam wszystkich :* 

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 10

Wiem, wiem. Znowu. Ale neta nie miałam. Porażka. Cały dzień działał jak chciał i ledwo mi gg załączyło a potem jeszcze brat mi zawalił więc ... nie było jak bo on daleko mieszka. I jest teraz. Nie mordujcie mnie ; ) 
Zapraszam i mam nadzieję, że się spodoba.

Dedykacja dla wszystkich, a zwłaszcza dla :
- Mojej Ann lub ( Tuni  ; D ) która namówiła mnie do założenia bloga i mam nadzieję, że na jej blogu szybko pojawi się odcinek : *
- Dla Zuzy której komentarze bardzo mnie motywują
- Dla Krzyśka, dzięki za komentarze i pochwały, ale musi być jakaś krytyka bo popadnę w samozachwyt XD więc jak coś będzie nie tak to napisz.
- Mlodej - jesteś świetna :) dzięki za komenty  czekam na NN u Ciebie
- Paulineee - która ma świetne blogi i zostawia mi take fajne komentarze ... ; )

I dla całej reszty której nie wymieniłam.

Dziękuję za wsparcie i motywację. Bez was pewnie bym zrezygnowała. :**
________________________________________________________________________________


 Pojawiła się w salonie punktualnie o 14.30. Wchodząca do pokoju Alanna zatrzymała się gwałtownie. Widząc kto znajduje się w pomieszczeniu rozpoczęła swój monolog :
- Gdzie ty znowu byłaś ? Czy zdajesz sobie sprawę jak ja się o ciebie martwię ? To że uważasz się za dorosłą nie ma żadnego znaczenia. Nadal masz tylko piętnaście lat i jesteś pod moją opieką. Włóczysz się sama i nie zastanawiasz się co może ci się stać. To jest ... Po prostu przestań to robić. Posiedź w domu i nie pałętaj się w żadnych podejrzanych miejscach. Jeszcze wpadniesz w kłopoty ...
- Jeszcze większe niż do tej pory ? - przerwała jej Katrina - Większość swojego życia spędziłam u tego gada ...
- Na właśnie życzenie - wpadła jej w słowo siostra.
- Ja przynajmniej nie zamierzam puścić im płazem tego co zrobili rodzicom. Nie wiem dlaczego tak lekko to przyjęłaś, ale tak szczerze nie obchodzi mnie to. To byli moi rodzice pomimo tego, że ... nie byłam ich prawdziwą córką - dokończyła cicho.
- Skąd o tym wiesz ? - zapytała przerażona Alanna.
- Myślałaś, że się nie dowiem ? Nie jestem głupia. Nie dało się nie zauważyć, że nie jestem do was podobna. Wystarczyło trochę pogrzebać i wszystko się wyjaśniło. Zrozumiałam to jeszcze przed ich śmiercią. Ale to niczego nie zmieniło. Byli i zawsze będą moimi rodzicami. I zawsze będę im wdzięczna, że obdarzyli mnie miłością, której nie potrafili dać mi moi biologiczni rodzice. Waśnie dlatego nie zamierzam się teraz wycofać. Jestem zbyt blisko, żeby to wszystko zaprzepaścić - wyrzuciła z siebie ruszając do schodów. Nim dotknęła pierwszego stopnia odwróciła się i spojrzała starszej brunetce w twarz - Nie staraj się mnie kontrolować. Nie uda ci się to. Pomimo, że kocham cię i szanuję, nikomu nie pozwolę ingerować w moje sprawy. Nawet Tom o tym wie. I jak dotąd nie ma żadnych zastrzeżeń. Nie ma nawet nic przeciwko moim " wakacjom " - nakreśliła palcami cudzysłów - więc mam czas na szkołę chociaż nie mam pojęcia po co mi to. I tak jestem wyżej od nich - prychnęła i zniknęła na piętrze.
 Wchodząc do swojego pokoju poczuła się prawie spokojna. Na parapecie siedziała Avada. Kiedy drzwi otworzyły się zaczęła uważnie obserwować swoją właścicielkę. Katrina padła na łóżko kładąc się na wznak. Kotka natychmiast ułożyła się na jej piersi. Nastolatka leniwie przesunęła palcami po miękkim futerku i jej złość minęła bez śladu. Obecność zwierzątka działała na nią kojąco. Skupiła się na wydarzeniu w parku. Przypominając sobie czterech osiłków znów poczuła furię. Nadal miała ochotę dorwać ich i pokazać jak to jest być prześladowanym. Jej myśli bezwiednie skierowały się do lidera bandy. Dudley Dursley, jak wywnioskowała. Nie był zbyt rozgarnięty, ale nie wątpiła, że mógł stanowić zagrożenie. Prawdę mówiąc była nieco zdziwiona, że wiedział kim jest jednak kiedy w jego umyśle pojawił się obraz Harry'ego zaczęła rozumieć. Wiedziała, że Potter po śmierci rodziców mieszkał u siostry swojej matki. Wiele razy uczestnicząc w spotkaniach Zakonu słyszała ogólnie lub mentalnie to nazwisko. Dursleyowie dali Harry'emu dach nad głową jednak kiedy dowiedziała się jak był traktowany była pewna, że chłopak wolałby być zdany sam na siebie. Więc spotkany w parku blondyn musiał być jego kuzynem. Poczuła mdłości na myśl, że to ona mogłaby mieszkać z nim w jednym domu. Westchnęła i przekręciła się na bok zsuwając delikatnie śpiącą kotkę. Bezwiednie spojrzała na kalendarz wiszący na przeciwległej ścianie. Drugi sierpnia. Kiedy zgodziła się na ten absurdalny pomysł Alanny zaczęła odliczać pozostałe dni względnej wolności. Względnie  bo nigdy nie będzie wolna puki jest w jakikolwiek sposób związana z Voldemortem. I znów jak za zawołanie poczuła mrowienie. Znów ją wzywał. Westchnęła i podniosła się doprowadzając ubranie do porządku. W końcu była księżniczką, musiała wyglądać godnie. Skreśliła liścik do Alanny nie chcąc dawać jej kolejnego pretekstu do kłótni swoim kolejnym zniknięciem. W ułamku sekundy znalazła się przed dworem. Zmieniła postać i pospiesznie weszła do środka. Zastała Toma jak zwykle w Sali Tronowej. Nie tracąc czasu stanęła przed Voldemortem kłaniając się przed nim w geście szacunku.
- Wstań, dziecko - odezwał się cicho.
 Natychmiast podniosła się i spojrzała na niego. Nie wyglądał inaczej niż zwykle. Po chwili zobaczyła stojącą niedaleko Jane. Kobieta patrzyła na nią z jawnym obrzydzeniem. Katrina spojrzała na nią z równym obrzydzeniem, ale też z nienawiścią. To właśnie ona miała do tego prawo. Ruda wzdrygnęła się lekko i spuściła wzrok. Nastolatka uśmiechnęła się triumfalnie.
- Jane została poinformowana o swoim nowym zadaniu - odezwał się Tom patrząc na tę scenę z ogromnym zadowoleniem. Jego podopieczna miała władzę i szacunek. Dobrze ją poprowadził.
- Dziękuję, Panie - powiedziała pokornie - Twoja łaska bardzo wiele dla mnie znaczy.
 Czarny Pan powstrzymał uśmiech i spojrzał swoimi czerwonymi tęczówkami. Kobieta zadrżała.
- Instrukcje są jasne. Masz pilnować moją córkę i w razie potrzeby ochronić ją. Jeśli zawiedziesz, nie zdobędziesz przebaczenia. Czy zrozumiałaś ? - zapytał zimno.
- Tak, Panie. Wszystko jest jasne. Będę ją bronić nawet za cenę własnego życia - przyrzekła z nieprzeniknioną miną.
 Tom kiwnął głową i dał im znak, że mogą odejść. Kiedy tylko obie znalazły się za drzwiami Jane ruszyła do wyjścia jednak zatrzymał ją głos dziewczyny.
- Zaczekaj. Chodź za mną - nakazała.
- Tak, Pani - wydukała i poszła za nią do mieszkalnej części dworu. Choć jako księżniczka miała tu własne apartamenty rzadko z nich korzystała. Przynajmniej dobrowolnie. Kiedy tylko miała okazję wracała do domu, żeby pobyć z Alanną, dowiedzieć się co u niej. Wprowadziła kobietę do ogromnego pomieszczenia o czarno-złotych ścianach. Bogato urządzone wnętrze nie zrobiło na nastolatce wrażenia jednak Jane rozglądała się ciekawie na chwilę zapominając, że towarzysząca jej osoba może ją zniszczyć.
- Nic specjalnego - machnęła ręką Katrina zamykając drzwi na klucz. Wolała nie ryzykować.
- Być może ... - odezwała się z rezerwą kobieta - Czy masz do mnie jakąś sprawę, Pani ? - zapytała usłużnie.
- Czy muszę mieć jakiś powód, żeby cię tu przyprowadzić ? Może chciałam się zaprzyjaźnić - zadrwiła.
 Jane patrzyła na nią bez słowa. Chciała wiedzieć dlaczego ta mała chce ją tu mieć.
- Nie jesteś jednak taka głupia - pochwaliła ją Katrina, kobieta syknęła wściekła - Opanuj się. Nie chcemy przecież, żebyś miała kłopoty. Masz rację, nie jesteś tu bez powodu. Mój ojciec kazał ci opiekować się mną podczas mojej ... podróży. Na wstępie ustalmy jedno, wszystko co robię jest moją prywatną sprawą i jeśli zrobisz coś co może mi zaszkodzić, pożałujesz - ostrzegła.
 " Jasna cholera, i ja mam spędzić kilka miesięcy z tą nadętą idiotką? " wściekała się Jane. " Ten zasmarkany szczeniak uważa się za nie wiadomo kogo. Bez swojej pozycji byłaby nikim. " myślała kobieta.
- Wiesz ... mogłabym cię za to zabić - zauważyła spokojnie sadowiąc się na skórzanym fotelu.
- Słucham ? - zapytała zdezorientowana Jane wracając do rzeczywistości.
- Za twoje myśli. Nie lubię kiedy ktoś mnie obraża - uśmiechnęła się krzywo.
 Ruda zbladła jak ściana patrząc na nią szeroko rozwartymi oczami. " Skąd ... " pytanie zaczęło formować się w jej umyśle jednak zanim przybrało konkretną treść kobieta dostała na nie odpowiedź.
- Leglimacja, słońce - wyjaśniła słodziutko ruda nastolatka - Znam każdą twoją myśl, każde uczucie ... - wyliczała.
 Twarz Jane była szara jak popiół. Cofnęła się w stronę drzwi. Starała się opanować umysł nie dopuszczając do głosu myśli która desperacko starała się wypłynąć na wierzch. Zaintrygowana Katrina zagłębiła się w morze wspomnień i nieskładnych zdań którymi próbowała zasłonić zgubną informację. Kiedy przedarła się przez ten chaos jej umysł opanowało jedno pytanie " Dlaczego nie powiedziała nikomu, że jestem szpiegiem ? " Nastolatka opuściła jej głowę i spojrzała na nią poważnie. Widząc wyraz twarzy swojej pani, rudowłosa zastygła w bezruchu.
- Jesteś szpiegiem. Ty idiotko. Twoja oklumencja jest poniżej krytyki, a ty tu siedzisz i oszukujesz wszystkich śmierciożerców. Zdajesz sobie sprawę, że gdyby ktoś się dowiedział to już jesteś martwa ? - zapytała sarkastycznie.
- Ty już wiesz, więc i tak nie mam nic do stracenia. Przecież i tak mnie wydasz ty zasmarkany szczeniaku - warknęła kobieta.
- To czemu jeszcze tu jesteś ? Czemu nie uciekasz z krzykiem ? - zakpiła dziewczyna.
- Bo i tak nie mam szans. A ty? Dlaczego jeszcze mnie nie zabiłaś ? Nie doniosłaś tej gadzinie, że jestem oszustką ?
- Bo nie jestem głupia. A już na pewno nie tak jak ty. Jak to możliwe, że chodzisz jeszcze po tej ziemi ? Chyba nigdy tego nie zrozumiem - pokręciła głową - Chodź - ruszyła w stronę drzwi otwierając je za pomocą magii.
 Jane nie ruszyła się z miejsca. Stała jak słup soli i patrzyła na nią jak na wariatkę.
- No co ? - warknęła Katrina - Wolisz, żebym cię zabiła ? Bo chyba lepiej żyć niż umierać w męczarniach jakie ci urządzą kiedy się dowiedzą.
 Kobieta nadal się nie poruszała. Zniecierpliwiona dziewczyna stanęła przed nią i potrząsnęła za ranię.
- Ocknij się śpiąca królewno zanim zmienię zdanie. Nie mam całego dnia, żeby się z tobą użerać - prychnęła.
 Rudowłosa drgnęła. Nareszcie jakaś reakcja. Spojrzała na Katrinę pustym wzrokiem. Wściekła nastolatka zacisnęła palce na jej ramieniu i dosłownie siłą wywlekła z budynku. Schroniły się między drzewami poza terenem posiadłości.
- Co z tobą ? Co to miało być ? Zapomniałaś jak się chodzi ? - wściekła się nastolatka.
 Słońca zachodziło już za horyzontem  Długie cienie kładły się po ziemi. Dopiero po kilku minutach usłyszała cichy głos rudej.
- Dlaczego mnie nie wydałaś ? Nie rozumiem - wyszeptała.
- To już twój problem. Ale jak ktoś ratuje ci życie to nie zastanawiaj się tylko uciekaj. Bo jakby nie było mogłam cię zabić zamiast ratować - mruknęła - Dobra, koniec tego dobrego. Ruszaj się, bo nie mam czasu.
- Dokąd ?
- Zobaczysz - złapała ją za ramię i razem teleportowały się.
                                                            ***
 Wylądowały na dużej, jasno-zielonej polanie w samym sercu jakiegoś lasu. Zbita z tropu Jane spojrzała na dziewczynę która ją tu sprowadziła  Ta najzwyczajniej w świecie wyjęła różdżkę i wyczarowując patronusa wypowiedziała wiadomość. Ogromny feniks wystrzelił w powierzę znikając z pola widzenia. La Tasha usiadła pod drzewem i zamknęła zupełnie ignorując jak się wydawało obecność innej osoby. Nie patrząc odezwała sie.
- Nie stój tak. Siadaj. Nie mam pojęcia jak długo będziemy tu siedzieć.
 Kobieta przysiadła kilka metrów od dziewczyny. Ta uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie sądziłam, że aż tak się mnie boisz. Zabawne. Niedawno nazwałaś mnie zasmarkanym szczeniakiem i nawet się nie zawahałaś, a nie masz odwagi podejść - sarknęła.
- Czerpiesz z tego przyjemność ? - zapytała rozeźlona Jane - Ze strachu ? Przerażenia tych przed którymi stoisz ? Jednak jesteś bardziej podobna do Voldemorta niż myślałam - westchnęła.
 Ta ostatnia uwaga zabolała. Ta kretynka nawet jej nie znała, a wydawała opinię na jej temat. Otworzyła oczy i spojrzała w twarz kobiecie, która była zbyt nierozważna, żeby zrozumieć swój błąd. W lodowato-zielonych oczach czaiła się furia i iskierki szaleństwa. Ruda spojrzała na nią przerażona. Katrina wstała powoli i stanęła przed nią na szeroko rozstawionych nogach. Drżała na całym ciele od tłumionej nienawiści.
- NIC. O. MNIE. NIE. WIESZ. - wycedziła drżącym głosem - Nie życzę sobie, żebyś wydawała opinie o mnie. To co robię nie powinno cię interesować więc odwal się z łaski swojej bo nie mam zamiaru tego słuchać. Najpierw zastanów się nad sobą. Bo sama nie jesteś święta - warknęła.
 W tym momencie zza drzew wynurzył się czarnowłosy mężczyzna. Jane widząc jego twarz zachłysnęła się powietrzem zrywając się na równe nogi i cofając z przerażeniem. Katrina stała niewzruszona patrząc na niego obojętnie.
- Co to miało niby znaczyć ? - warknął na powitanie Snape - Nie będę przylatywał na każde twoje zawołanie. Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty niż tu siedzieć ? Już i tak wystarczająco długo użeram się z takimi szczeniakami jak ty.
- Jesteście siebie warci - prychnęła nastolatka wskazując na oniemiałą rudą.
 Severus jakby dopiero teraz ją zauważył. Jego oczy rozszerzyły się w szoku. Zmierzył śmierciożerczynię wzrokiem pełnym najwyższej pogardy i skierował zimny wzrok na Katrinę.
- No no no. Czyżby jakiś nowy plan ? Nic o tym nie wiedziałem. A może to był tylko idiotyczny pomysł zadufanej w sobie smarkuli - zastanawiał się głośno chcąc ją zdenerwować.
- Daruj sobie, Snape. Nie mam nastroju na słuchanie ciebie. Zresztą ... ty nie jesteś mi potrzebny. Powiedziałam czego chcę. Nie zrobiłeś tego - zauważyła.
- Nie zamierzam słuchać rozkazów takiego smarkacza jak ty. Nie mam też ochoty przebywać tutaj. Jestem zajęty - mruknął.
- Niby czym. Chyba nie masz nic lepszego do roboty niż siedzenie w tych zatęchłych lochach i robienie eliksirów - zakpiła - A tu ... jest robota. Więc zrób to o co cię prosiłam bo nie mam już dzisiaj ochoty na użeranie się z kimkolwiek - dodała już bez sarkazmu.
 Severus spojrzał na nią zdziwiony. Jak ją widział to zawsze była wojownicza, pyskata. Teraz wyglądała na zmęczoną i samotną. Poczuł do niej niemal sympatię, ale to uczucie szybko zniknęło kiedy przypomniał sobie co mówiła o Lily za pierwszym razem kiedy się spotkali. To zabolało. Nie wiedział skąd o tym wiedziała, ale nie miało to znaczenia. Odpędził wspomnienia i skupił się na rzeczywistości.
- Co ona tu robi ? - zapytał lodowato patrząc na rudowłosą.
- Ja ją tu przyprowadziłam. Więc bez dyskusji na ten temat. Nie mam czasu bo nie mam zamiaru wysłuchać kolejnego kazania z twojego powodu więc, albo sprowadź tu profesora Dumbledore'a albo niech zjawi się w Norze możliwie jak najszybciej. To bardzo ważne - wytłumaczyła powoli.
- Chcesz ją zabrać do Nory ? Jest wrogiem, zapomniałaś ? Jeśli nie to może popatrz na jej rękę i zastanów się jeszcze raz co robisz - zaproponował sucho.
- A może spojrzę na twoją ? Najpierw patrz na siebie, a dopiero potem na innych. Ja jej ufam i to wystarczy. Sprowadź profesora do Nory jak najszybciej - nakazała spokojnie.
- A ty - spojrzała na nieruchomą Jane - idziesz ze mną. Natychmiast - złapała ją za ramię i zniknęły.
 Severus chcąc nie chcąc szybko wrócił do zamku i poinformował Albusa o zaistniałej sytuacji. Zaniepokojony dyrektor natychmiast udał się do domu Wasley'ów. Snape znów został sam. Nie czekając dłużej wrócił do swoich kwater w lochach.
___________________________________________________________________

Przeczytaliście, oceniajcie. Pozdrawiam wszystkich :)

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 9

Wiem, wiem, znowu zawaliłam, ale nie miałam neta i nie dałam rady. Rozdziały mam na kompie a net był u brata który już ze mną nie mieszka. Niestety. Tak czy inaczej już go mam i nawet część kolejnego więc na pewno pojawi się szybciej niż ten. A teraz zapraszam na rozdział 9.

Aha. Być może to co tu znajdziecie jest nieco wyjęte z kontekstu, ale taką miałam wenę i chyba pewna postać zacznie pojawiać się częściej. Jeśli zrozumiecie koga mam na myśli napiszcie to w komentarzach.
A teraz już nie zanudzam.

Rozdział dedykuję wszystkim którzy zaglądają.
________________________________________________________________

 Następnego dnia obudziła się o świcie. Wstając z łóżka czuła się okropnie. Ubrała czarne rurki, granatowy top i czarne adidasy. Spacerując ulicami Londynu jej myśli zaprzątała szkoła. Po raz pierwszy miała się znaleźć w takim miejscu. Wiele o nim słyszała. Kiedyś Alanna uczyła się w Hogwarcie i kiedy tylko siostra podrosła opowiadała jej o wszystkim. Tak bardzo chciała żeby Katrina również tam pojechała jednak kiedy dziewczynka przystanęła do szeregów Voldemorta jej marzenia zgasły. Nastolatka doszła do parku miejskiego. Z cichym westchnieniem wmieszała się w ruch na alejkach. O tej porze przechadzało się wielu staruszków uśmiechających się miło do samotniej dziewczyny. Idąc przed siebie doszła do placu zabaw. Usiadła na jednej z huśtawek i bujając się lekko skupiła swoją uwagę na drobnej, ciemnowłosej dziewczynce bawiącej się niedaleko. Miała nie więcej niż jedenaście lat. Jakby wyczuwając jej wzrok dziecko spojrzało na nią wielkimi, ciemnymi oczami i uśmiechnęło się szeroko. Katrina odwzajemniła go. Dziewczynka pomachała jej ręką podchodząc powoli. Usiadła na huśtawce obok.
- Cześć - powiedziała wysokim głosem - Jestem Lisa - przedstawiła się.
- A ja Katrina - odpowiedziała jej czarnowłosa - Jesteś tu sama ?
- Tylko na chwilę. Mój brat zaraz po mnie przyjdzie. Zawsze przychodzi - zapewniła ufnie Lisa.
- To dobrze. A jak nazywa się twój brat ?
- Który ? - zapytała mała.
- Ten który przyjdzie.
- Aha. Philip - powiedziała - O, właśnie biegnie.
 Katrina uśmiechnęła się do dziewczynki i spojrzała we wskazanym przez nią kierunku. Zza zakrętu wybiegł ciemnowłosy chłopak. Biegł bardzo szybko i nie wyglądało to normalnie. On uciekał. Zaraz za nim pędziła czwórka starszych i na pewno silniejszych chłopaków. Nastolatka podniosła się patrząc na tę pogoń. Stojąca obok niej Lisa wciągnęła powietrze.
- Och, nie - wyszeptała.
- Lisa ? - Katrina spojrzała na nią pytająco.
- To ci okropni chłopcy. Zawsze dokuczają słabszym. Dlatego nie wolno mi chodzić samej - wyjaśniła dziewczynka.
- Rozumiem - odpowiedziała tylko dziewczyna i ruszyła w stronę chłopaków jednak mała złapała ją za rękaw ciągnąc do tyłu.
- Nie możesz tam iść. Oni są straszni - wyszeptała cicho.
- Nie bój się. Nic się nie stanie. Zostań tu - nakazała i pobiegła w stronę drzew za którymi zniknął ścigany chłopak i jego oprawcy. Po chwili zobaczyła Philipa opartego o drzewo. Chłopak był otoczony przez czwórkę rosłych chłopaków, z całą pewnością starszych. Najwyższy blondyn odezwał się grubym głosem.
- Powiedzieliśmy ci, że nie uciekniesz. Z nami się nie zadziera. I tym razem braciszek ci nie pomoże.
- A tak bardzo chcieliśmy się z nim zobaczyć - westchnął inny robiąc niby smutną minę, a po chwili wybuchnął śmiechem.
 Reszta zawtórowała mu podchodząc jeszcze bliżej. Blady jak ściana Philip próbował cofnąć się jeszcze bardziej, ale konar skutecznie uniemożliwiał mu ten ruch.
- Hej, Dudley, co z nim zrobimy ? - zapytał ciemnowłosy chłopak zwracając się do blondyna, który najwyraźniej był przywódcą tej grupy.
- Jeszcze nie wiem. Jakieś propozycje ? - wyszczerzył zęby.
- Ja mam jedną - odezwała się Katrina głośno - Puśćcie go - zaproponowała.
 Zaskoczeni chłopcy spojrzeli na nią. Philip wyglądał jakby chciał znaleźć się gdzieś indziej i najlepiej zabrać ją ze sobą, żeby nie mogła się wtrącać. Dudley, blondyn o rozlazłej twarzy otworzył szeroko oczy widząc kto przeszkadza mu w zabawie. Zmierzył wzrokiem jej drobną sylwetkę i uśmiechnął się wrednie.
- Słuchaj, kotku, nie mieszaj się do tego. Jeszcze stanie ci się jakaś krzywda ... - zrobił dramatyczną pauzę.
- Ależ ja nie zamierzałam się mieszać. Zamierzam tylko zabrać go ze sobą - wskazała młodszego chłopaka.
- A ty kim jesteś ? Jego ochroniażem ? - zaszydził tęgi rudzielec.
- Nie. Jestem kimś kto nie pozwoli, żeby banda idiotów dla zabawy znęcała się nad innymi - wyjaśniła słodziutko.
 Rudy zaczerwienił się patrząc na nią z chęcią mordu w oczach. Zrobił krok w jej stronę jednak zatrzymał się słysząc szorstki głos lidera.
- Spokojnie - powiedział i zwrócił się do brunetki - Odważna jesteś. Niestety odwaga idzie w parze z głupotą - pokręcił smutno głową - Chciałaś ratować jego, a teraz sama masz kłopoty. Popatrzysz sobie - zaproponował dając znak ciemnowłosemu kompanowi - Pierce.
 Dryblas zacisnął palce na jej nadgarstkach wykręcając ręce do tyłu. Dziewczyna ze stoickim spokojem przyjęła tę pozycję. Spojrzała Pierce'owi prosto w oczy.
- Puść mnie - poprosiła cicho.
 Chłopak pokręcił przecząco głową przyglądając się swoim kumplom zbliżającym się do przerażonego Philipa.
- Puść mnie - powtórzyła głośniej.
- Nie - padła odpowiedź.
- Puść mnie, bo będziesz tego żałował - ostrzegła uczciwie.
- Spokojnie. Schowaj pazurki, kiciu - poradził.
 Słysząc z jego ust słowo " kicia " skierowane do niej dziewczyna poczuła wściekłość. Najeżyła się i szybkim ruchem uwolniła dłonie z uścisku zaskoczonego chłopaka. Błyskawicznie odwróciła się stając z nim twarzą w twarz.
- NIGDY. NIE. MÓW. DO. MNIE. KICIA.* - wycedziła lodowato podcinając go.
 Osiłek runął jak długi na trawę wydając z siebie dziwny dźwięk. Pozostali odwrócili się. Widząc leżącego kolegę i nieźle wnerwioną dziewczynę mieli zdezoriętowane miny.
- Nie lubię, kiedy tacy kretyni traktują mnie jak przedmiot - fuknęła patrząc na Dudley'a - Ale jeszcze bardziej wkurza mnie, kiedy takie szczyle jak wy znęcają się nad innymi. Puśćcie go, zanim stracę cierpliwość - zarządała z płonącymi oczami.
 Jej gniew zmienił się w czystą moc. Moc tak silną, że niemal nie do opanowania. Poczuła, że jeszcze chwila, a wybuchnie. W duchu modliła się, żeby uciekali zanim będzie za późno, ale ta część jej osoby opanowana przez chęć władzy wcale nie zamierzała pozwolić im odejść. Chciała wyładować swoją agresję. Z trudem zapanowała nad sobą.
- Wynocha stąd - warknęła.
 Magia starała się uwolnić napierając na mentalne bariery którymi dziewczyna starała się ją powstrzymać. Znikąd zerwał się wiatr szeleszcząc liśćmi. Przerażeni napastnicy cofali się i już po chwili zniknęli z pola widzenia. Z miejsca nie ruszył się jedynie Dudley. Patrzył na nią szeroko rozwartymi oczami.
- Jesteś jedną z nich. Jesteś nienormalna - wydukał przerażony, ale w jego głosie pobrzmiewał lekki podziw.
- Powiedz, kim jestem. Skoro wiesz, powiedz to głośniej - warknęła.
- Jesteś czarownicą. Tak jak on ... - wymamrotał.
- Och. Wiedziałeś - klasnęła w dłonie jak uradowane dziecko - A skoro tak, to chyba zdajesz sobie sprawę, że dwa słowa sprawią, że już nikogo nie skrzywdzisz. Już nic nie zrobisz - zaczęła zbliżać się do niego - Jeśli jeszcze kiedyś zbliżysz się do Philip'a , znajdę cię.
 Tym razem to właśnie on cofał się opierając o drzewo od którego przed chwilą odsunął się Philip. Kiedy Katrina stanęła przed nim pozostawiając odległość nie większą niż pół metra blondyn zaczął wydawać z siebie dźwięki przypominające kwiczenie prosiaka. Z drapieżnym uśmiechem spojrzała w jego białą twarz.
- Abra Kadabra - mruknęła machając się rękami.
 Chłopak wrzasnął przerażony i jak z procy wystrzelił w stronę drzew oddzielających ich od publicznych alejek. Brunetka zaśmiała się pod nosem. Po chwili skierowała wzrok na Philipa. Chłopak stał kilka metrów od niej patrząc zdziwiony.
- Ty wiesz. Nie udawaj - prychnęła.
- Wiem. Ale nie mam pojęcia co tu robisz. Po co mi pomogłaś? Przecież nie można używać magii poza szkołą. Nie jesteś jeszcze pełnoletnia - ocenił.
- Kolejny. Wszyscy wykorzystują fakt, że nie jestem pełnoletnia i nie mogę robić wszystkiego - fuknęła - Nie potrzebuję magii żeby usadzić tych idiotów.
- Sorry - wymamrotał patrząc w ziemię - Uratowałaś mnie, a ja ci jeszcze dowalam.
- Daj spokój. Jestem już na tym punkcie przewrażliwiona. To nie twoja wina - pocieszyła go - A teraz wracajmy bo Lisa oszaleje.
- Lisa ? - spojrzał na nią zdumiony.
- Twoja siostra. Zostawiłam ją tam i przyszłam po ciebie. Pewnie okropnie się martwi - zauważyła.
 Philip pokiwał twierdząco i ruszył za nią w stronę placu zabaw. Przy huśtawkach czekała Lisa spoglądając nerwowo na ścieżkę. Widząc brata uśmiechnęła się szeroko i szybko podbiegła rzucając mu się w ramiona.
- Nic ci nie jest - wyszeptała z ulgą.
- Taak. Wszystko w porządku. Dzięki niej - powiedział wskazując nastolatkę - A tak w ogóle to jak się nazywasz ? - zapytał.
- Katrina - odpowiedziała za nią Lisa.
- Poznałyśmy się już - dodała Katrina.
- Miło mi - uśmiechnął się Philip.
 Nagle usłyszeli za sobą głęboki głos.
- Co się tu dzieje ? - zapytał wysoki, szczupły chłopak o ciemnych włosach i równie ciemnych oczach.
 Katrina spojrzała na dobrze znaną twarz i uśmiechnęła się szeroko.
- Isaac Blake we własnej osobie. Jakiż to zaszczyt - powiedziała.
- Czyżby to była moja mała Katrina ? - zrobił przerażoną minę - Już nie jesteś mała. I kogo ja teraz będę pilnował ? Na takie duże dzieci się nie piszę - zaśmiał się.
 Brunetka pchnęła go żartobliwie patrząc niby oburzona.
- Wcale nie musiałeś mnie pilnować. Byliście z Sean'em niemożliwi. Nie mogłam się ruszyć bez was - powiedziała z pretensją.
- Ale jeszcze nikt cię nie ukradł. Cieszmy się.
- Jasne - prychnęła.
 Isaac nie zwracając uwagi na jej nadąsaną minę porwał ją w objęcia. Dziewczyna zaczęła się wyrywać jednak śmiała się razem z nim.
- Ike, postaw mnie z powrotem na ziemi - zarządzała.
- Już się nie gniewasz ? - zapytał niewinnie.
- Nie, ale puść mnie - odpowiedziała.
 Całej tej scenie przyglądali się zdumieni Philip i Lisa.
- Ike, co się tu dzieje ? Znasz Katrinę ? - zapytała Lisa.
- Czy ją znam ? - zdumiał się - Nie może być inaczej. Ktoś musiał ją zmoralizować. A my z Sean'em nie mamy sobie równych.
- Aha. Liso czy to jest twój drugi brat ? - zapytała Katrina.
 Dziewczynka pokiwała głową.
- Ach, więc już się poznaliście - uśmiechnął się mężczyzna.
- W sumie to tak. Uratowała mnie przed bandą Dursley'a - powiedział zawstydzony Philip.
- Znowu cię dorwali ? - wkurzył się starszy brat.
- Ale chyba szybko nie wrócą - uśmiechnął się do brunetki.
 Ike spojrzał na nią porozumiewawczo.
- Mi też się tak wydaje - przyznał - Kiedy się zdenerwuje robi się straszna - wyjaśnił bratu.
- Widziałem - zgodził się.
- Ja nadal tu jestem - zauważyła nastolatka.
- Wiem. Dlatego nie powiedziałem nic gorszego - wyszczerzył się.
- Kretyn - parsknęła.
- Auć - przyłożył dłoń do serca - To zabolało.
- I dobrze.
 Chwilową ciszę przerwał dzwonek telefonu. Katrina wyjęła urządzenie z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Alanna. Odebrała po trzecim sygnale.
- Tak ?
- Katrina ? Gdzie jesteś ? - zapytała zdenerwowana.
- Daj spokój - westchnęła - Wyszłam na spacer - wyjaśniła.
- A wiesz która jest godzina ?
- Nie - odpowiedziała i spojrzała na zegarek- 14.13. - Cholera - wymamrotała.
- No właśnie. Chcę cię natychmiast widzieć w domu - nakazała.
- A od kiedy jesteś moją żoną ? - zapytała zła - Niedługo wrócę. Nie martw się. Przecież obiecałam, że jak mnie zabiją to napiszę do ciebie list więc na pewno się dowiesz - prychnęła i rozłączyła się.
- Nieładnie - usłyszała głos Isaac'a tuż za uchem.
- Nienawidzę jak ktoś mnie kontroluje - mruknęła.
- Tyle sam wiem. Ale serio wracaj bo kiedy się zdenerwuje to będziesz miała kłopoty - poradził.
- Ty jeszcze nie wiesz co zrobiła ostatnio. A jeden mój błąd skończył się posłaniem mnie do szkoły - westchnęła.
- Do szkoły ? Idziesz do Hogwartu ?! - wykrzyknął Ike - Kto cie dorwał ?
- Nietorerek ( nietoperz ) - prychnęła.
- No no no. Podziwiam go - powiedział Ike.
- A ja nie. Durny wampir. A do tego ma ochotę przelecieć moją siostrę - wycedziła.
 Uśmiech zniknął z twarzy chłopaka.
- Chce się dobrać do Alanny ?
 Katrina spojrzała na niego wymownie jakby mówiła " A co ja ci przed chwilą powiedziałam ? "
- Zabiję sukinsyna. Niech tylko tknie ją palcem - wywarczał.
- Jeśli ona będzie tego chciała to nic nam do tego - westchnęła.
- Będzie dobrze. Jak coś to będziemy ją ratować - zaproponował przytulając ją.
- Jak zawsze - uśmiechnęła się - Muszę lecieć. Już i tak czeka mnie kazanie.
- W to nie wątpię - rozchmurzył się lekko - niedługo się zobaczymy.
 Brunetka skinęła głową. Zanim teleportowała się do domu usłyszała za sobą głos Ike'a.
- Powodzenia w szkole, Katy - uśmiechnęła się do rodzeństwa i zniknęła.
_______________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się zbytnio nie zawiedliście. W którymś momencie może być "zarządzała" i to jest pomyłka, ale nie mam teraz czasu tego szukać.
* nie wiem czy znacie, ale to tekst z serialu " Julia " który leciał do niedawna na TVN, był świetny

Czekam na szczere komentarze. I dziękuję wszystkim którzy jeszcze mnie tu nie zostawili.

I jeszcze ... zaczęłam pisać opowiadanie które zamierzam wysłać do jakiegoś wydawnictwa. Nie wiem czy jest sens, ale chcę spróbować. W związku z tym rozdziały tutaj powinny pojawiać się ... co tydzień. Nie chcę dłużej przeciągać, ale powiedzmy, że w każdy poniedziałek. Będę mieć tydzień na napisanie rozdziału a w tym weekend więc powinnam się wyrabiać.
Pozdrawiam wszystkich :**